Ki-84 Hayate (Wichura) zwana przez Aliantów Frank, należy do najpopularniejszych i najlepiej rozpoznawalnych japońskich maszyn bojowych II wojny światowej. Znają ją zarówno miłośnicy historii walk w Azji i na Pacyfiku, jak i modelarska brać. Wersja Otsu stanowiła wielką rzadkość. Była to Wichura przeznaczona do zwalczania ciężkich bombowców, silniej uzbrojona niż standardowe Ki-84 Ko. Kadłubowe karabiny maszynowe Ho-103 kalibru 12,7 mm, zostały w niej zastąpione działkami Ho-5 kalibru 20 mm (analogicznymi jak w skrzydłach). Zewnętrznie nowa wersja nie różniła się znacząco od poprzedniczki. Jedyna dostrzegalna zmiana polegała na większych i inaczej rozmieszczonych otworach gazów wylotowych z kadłubowych działek.
Wygląd samolotu kapitana Tomiyi jest dobrze znany za sprawą kilku zdjęć wykonanych w sierpniu 1945 roku na lotnisku Ota w Japonii, krótko po zawieszeniu działań wojennych. Na fotografiach, których autorem jest lekarz bazy w Ota, nasz Hayate widoczny jest w towarzystwie trzech innych maszyn należących do 104. Sentai.
Historia 104-tej stanowi jaskrawe odzwierciedlenie problemów operacyjnych i organizacyjnych, z jakimi w ostatnim roku wojny zmagać się musiało Lotnictwo Cesarskiej Armii. Daje też wgląd w działania na dość mało znanym obszarze pogranicza północnych Chin, Mongolii i Związku Radzieckiego.
Mandżuria – tło historyczne
Dla właściwego zrozumienia ówczesnych realiów regionu konieczna jest odpowiedź na pytanie: czym w istocie dla Cesarstwa Japonii była Mandżuria?
Historyczne relacje Japonii z ludnością kontynentalnej Azji były burzliwe i skomplikowane. Z pierwszym formalnym japońskim zwierzchnictwem nad terenami północno-wschodniej Mandżurii mamy do czynienia od zakończenia wojny japońsko-rosyjskiej 1904-1905 roku. Tereny te zostały bowiem oddane Cesarstwu w ramach powojennych reparacji. Był to jednak niewielki obszar niezwykle interesującej Japończyków prowincji. Powodów zainteresowania było wiele. Po pierwsze – coraz bardziej przeludnione wyspy macierzyste gwałtownie potrzebowały nowych terenów. Po drugie – prowincja charakteryzowała się ogromnym bogactwem złóż surowców i minerałów, niezbędnych dla rozwoju japońskiej „rewolucji przemysłowej”. Po trzecie – region stanowił mocny przyczółek dla dalszej rywalizacji z pierwszoplanowym przeciwnikiem – Chinami. Dlatego obszar japońskiej Mandżurii poddany został szybkiej ekspansji etnicznej i gospodarczej, a dla zabezpieczenia interesów Cesarstwa powołano do życia słynną później Armię Kwantuńską.
Mandżuria – grafika z epoki pokazująca obszar wojny rosyjsko-japońskiej z 1905 roku
Ten ostatni element, jakkolwiek logiczny, nie okazał się fortunny. Młodzi, zadziorni oficerowie Armii Kwantuńskiej od samego początku poddali się idei budowy Imperium, intensywnie planując dalsze zdobycze terytorialne. Ich celem było zajecie całej Mandżurii (na początek). Stało to w sprzeczności z ówczesną doktryną władz Japonii, tyle tylko, że dowództwo Armii Kwantuńskiej niespecjalnie przejmowało się dyrektywami krajowej administracji, a nawet Kwatery Głównej. Na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych narastający konflikt wewnętrzny pomiędzy komunistami Mao Tse-tunga a Kuomintangiem Czang Kaj-szeka znacznie osłabił pozycję Chin. We wrześniu 1931 roku oficerowie Armii Kwantuńskiej przeprowadzili prowokację (zwaną incydentem mukdeńskim), czyli inscenizację ataku oddziałów chińskich na linię kolejową i żołnierzy japońskich. Cała akcja (w dużym uproszczeniu) była pretekstem dla japońskiej Armii do przejęcia kontroli nad zdecydowaną większością Mandżurii. Dla „legalizacji” zdobyczy Japonia powołała marionetkowe państwo Mandżukuo z cesarzem Puyi na czele. Nie trzeba dodawać, że wraz ze wzrostem militarystycznych tendencji w samej Japonii połowy lat trzydziestych Mandżuria okazała się niejako perłą w koronie. Teren zabezpieczony militarnie i formalnie, szybko rozwijający się przemysłowo i gospodarczo (głównie za sprawą samych Japończyków), oddalony od przyszłych obszarów działań wojennych – stanowił silne i spokojne zaplecze Cesarstwa. Sytuacja zmieniła się jednak w połowie 1944 roku, co prowadzi nas wprost do historii 104 Sentai.
Mapa terenów zajmowanych przez Japonię w roku 1939 z utworzonym na terenie Mandżurii marionetkowym państwem Mandżukuo
104. Sentai – bolesne narodziny
Pierwsze seryjne Hayate zostały skierowane do jednostek operujących na obszarze CBI (front Chiny-Birma-Indie). Należały do nich słynne 25., 50. i 85. Sentai. Kolejne egzemplarze trafiły do placówek szkolenia operacyjnego oraz do jednostek bazujących na Filipinach. Latem 1944 roku podjęto też decyzję o stworzeniu czterech całkiem nowych jednostek, w pełni wyposażonych w Ki-84. Były to 101., 102., 103. i 104. Sentai, docelowo przeznaczone do działań w ramach sił Obrony Powietrznej Japonii (Hondo Boei Butai). Stało się jednak inaczej, gdyż pierwsze trzy z nich zasłynęły później ofiarnymi misjami w osłonie formacji kamikaze podczas walk o Okinawę. Natomiast rozwój „najmłodszej z sióstr” utknął całkowicie za sprawą braku samolotów, a także personelu (zarówno latającego, jak i naziemnego).
104-ta została powołana do życia rozkazem z dnia 15 sierpnia 1944 roku, na lotnisku Ozuki (do dziś intensywnie wykorzystywanym przez Lotnictwo Marynarki Japońskich Sił Samoobrony – JMSDF). Na jej czele stanął major Yamato Takiyama, któremu przydzielono sześciu(!) w miarę doświadczonych pilotów 4. Sentai oraz… jednego mechanika. Cały ten „trzon jednostki” wkrótce trafił do Ota, bazy będącej po części lotniskiem fabrycznym zakładów Nakajima, a po części ośrodkiem szkolenia operacyjnego IJAAF (Cesarskich Japońskich Sił Powietrznych Armii). Tu planowano włączać w skład Sentai kolejny personel, przejmować nowe maszyny i prowadzić szkolenie. Jednakże Kwatera Główna, naciskana przez dowódcę 2. Armii Lotniczej (2. Koku Gun) w Mandżurii – generała Itahanę – postanowiła (już tydzień później) przekierować jednostkę do bazy pod Mukdenem. Jednostkę – przypomnijmy – jeszcze de facto nieistniejącą. Powody takiej decyzji nie były błahe. Infrastruktura przemysłowa Mandżurii (po raz pierwszy od wybuchu wojny) znalazła się bowiem w zasięgu amerykańskich B-29 Superfortress, działających z baz w Indiach i Chinach w ramach „Operacji Matterhorn”. Pod koniec sierpnia doszło do iście kuriozalnej sytuacji, a mianowicie lądowania samotnej Ki-43-II Hayabusa na lotnisku w Mukdenie (obecnie Shenyang). Był to mocno wyeksploatowany myśliwiec jednej ze szkół w Ota, wyżebrany i osobiście przyprowadzony do Mandżurii przez majora Takiyamę. Reszta personelu 104-tej pozostała w Ota w oczekiwaniu na obiecane Hayate i napływ zdatnego do przeszkolenia „narybku”.
Cztery maszyny Ki-84 Hayate z szeregów 104. Sentai, którym 15 sierpnia 1945 roku udało się powrócić do Japonii. Zdjęcie zostało wykonane na lotnisku Ota tuż po zakończeniu działań wojennych. Na drugim planie Ki-84 Otsu dowódcy 2. Chutai, kapitana Mitsuo Tomiyi z wyraźnie widocznymi ideogramami „Mashiki” na kadłubie przed Hinomaru. Kolejna Hayate (również pochodząca z 2. Chutai) nosi godło jednostki bez białego lamowania, przez co na czarno-białej fotografii jest ono niemal całkiem niewidoczne. Pierwsza i czwarta maszyna noszą oznaczenia identyfikacyjne w barwie czerwonej, co znamionuje ich przynależność do 1. Chutai.
W pełni wyposażona Sentai myśliwców jednosilnikowych powinna dysponować przynajmniej trzema Chutai i minimum 42-48 samolotami oraz blisko 350 członkami personelu. Porażonemu otrzymaniem „wsparcia” w postaci jednej maszyny i jednego pilota generałowi Itahanie nie pozostało nic innego, jak doraźnie zorganizować choć minimalne zasoby sprzętu i ludzi na potrzeby 104-tej. W ten sposób major Takiyama „wszedł w posiadanie” kilku Ki-43 Hayabusa i Ki-44 Shoki oraz sześciu pilotów i dwunastu mechaników. Żołnierze ci zostali przeniesieni z formacji Sił Powietrznych Mandżukuo, ale w większości byli Japończykami urodzonymi i wychowanymi w Mandżurii.
104. Sentai – w walce
Choć na przełomie sierpnia i września 1944 roku siły 104-tej były jeszcze wątlutkie, to czas naglił. Superfortece 58th Bombardment Wing w Chinach rzeczywiście wzięły na cel przemysłową infrastrukturę Mandżurii. Do pierwszego ich nalotu doszło już 8 września. Para Ki-44 dosiadanych przez majora Takiyamę i jednego z młodych podkomendnych ruszyła do walki. Za sprawą fatalnego systemu rozpoznania i naprowadzania rozminęła się jednak zupełnie z blisko 90 B-san. Amerykanie również pokpili sprawę, zrzucając swój śmiercionośny ładunek w odległości… od 3 do 11 km od wyznaczonych celów. Druga potyczka miała miejsce 26 września, a sześć Shoki prowadzonych przez majora mogło zameldować uszkodzenie jednej B-29 bez strat własnych. Był to pierwszy sukces jednostki, na dodatek kompletny (o czym Japończycy wiedzieć nie mogli). Załoga uszkodzonego bombowca wyszła wprawdzie bez większego uszczerbku na zdrowiu, ale samolot spłonął doszczętnie, rozbity podczas lądowania na macierzystym lotnisku.
W listopadzie 1944 roku jednostka została wreszcie zasilona pierwszymi dwoma egzemplarzami Hayate oraz kilkunastoma młodymi pilotami i tyluż mechanikami, przyprowadzonymi z Japonii przez kapitana Tomiyię. Natychmiast podjęto intensywną akcję zapoznawania personelu z nowym typem myśliwca, a piloci, którzy ukończyli przeszkolenie, wracali do kraju, by sprowadzić kolejne Ki-84. Przed końcem miesiąca w skład komponentu bojowego wchodziło 12 maszyn Ki-84 oraz około 20 sztuk Ki-44. Cztery Hayate trafiły do klucza sztabowego jednostki, zaś 1. i 2. Chutai otrzymały po cztery kolejne Ki-84 wsparte myśliwcami Shoki. 3. Chutai wyposażona w 10-11 maszyn Hayabusa pełniła czasowo rolę dywizjonu szkolenia operacyjnego i nie była używana w walce z B-29. W tym samym mniej więcej czasie dotarł rozkaz utworzenia klucza taranującego (Shinten Seiku-tai). Obejmował on niemal wszystkie jednostki Obrony Powietrznej i 104-ta również go powołała. W skład formacji nazwanej Kikusui-kogekitai (klucz ataku chryzantemy) weszły trzy maszyny Ki-44 i jedna Hayabusa. Zgodnie z tradycją ugrupowań taranujących, samoloty klucza otrzymały swoje własne oznaczenia, odmienne od godła 104. Sentai. Symbol nazywany ken, w literaturze anglojęzycznej opisywany jest jako miecz. W rzeczywistości ta dobrze znana Japończykom broń o krótkiej, szerokiej głowni odpowiada kordowi czy raczej tasakowi bojowemu – tradycyjnemu orężowi koreańskich piratów grasujących od stuleci na wodach okalających Japonię.
Grudzień 1944 roku zaowocował kolejnymi atakami ze strony 58th Bombardment Wing i dwiema największymi bitwami powietrznymi nad Mukdenem. Do pierwszej z nich doszło 7 grudnia, kiedy to na drodze niemal 120 bombowców stanęło 6 Hayate i 12 Shoki 104-tej Sentai, wpartych przez niewielkie siły 25. i 81. Dokuritsu Chutai (Samodzielne Dywizjony) oraz kilka maszyn Sił Powietrznych Mandżukuo. Akcja obrońców zakończyła się wielkim sukcesem. Japończycy zgłosili pokonanie aż czternastu B-san, praktycznie uniemożliwiając misję. Choć amerykańskie samoloty utrzymały szyk, ich załogi uległy pewnej panice i cały ładunek bomb wylądował w polu, wiele kilometrów przed celem. 58th BW potwierdziła stratę siedmiu maszyn, z czego cztery paść miały łupem myśliwców, a trzy kolejne „utracono w drodze powrotnej, w wyniku awarii”. Jest jednak bardzo prawdopodobne, iż owe „awarie” były skutkiem uszkodzeń odniesionych w walce. Piloci 104-tej zgłosili ogółem 9 zwycięstw, z czego jedno pewne i jedno prawdopodobne należało do majora Takiyamy, a kolejne pewne przypisano kapitanowi Tomiyi. Starszy sierżant Nagata (pilot klucza taranującego) zginął niszcząc B-29 „Humpin Honey” (s/n 42-6299) ze składu 462nd BG. Z misji nie powrócił także sierżant Akeno, którego maszyna rozpadła się w powietrzu trafiona przez strzelców pokładowych. Starcie w dniu 21 grudnia miało bliźniaczy przebieg do poprzedniego. Myśliwce obrony Mukdenu zgłosiły łącznie pięć zwycięstw (z czego 104-ta dwa), a Amerykanie zryli bombami pola na długo przed osiągnięciem celów, tracąc w tej misji dwa samoloty. Jak się wydaje tym razem zgłoszenia 104-tej nie pokrywały się z prawdą. Jedna z Super Fortec została skutecznie staranowana przez porucznika Matsumoto (japońskiego instruktora walki powietrznej w jednostce Mandżukuo), druga eksplodowała trafiona celną serią sierżanta Akiyamy, pilota Ki-46-III Otsu ze składu 81. Dokuritsu Chutai.
Obie te bitwy zakończyły etap starć 104-tej ze „srebrnymi bestiami”. Na początku 1945 roku 58th BW została przebazowana na Saipan, Guam i Tinian w archipelagu Marianów, gdzie dołączyła do nowej 73rd Bombardment Wing w misjach przeciw japońskim wyspom macierzystym. Pomimo problemów technicznych i organizacyjnych 104. Sentai dobrze wypełniła swoje zadanie. Operacje B-29 wymierzone w centra przemysłowe Mandżurii okazały się kompletną klapą (jak zresztą niemal wszystkie misje 58th BW prowadzone z baz w Chinach). Sukcesy japońskich myśliwców nie były może oszałamiające, ale główny cel w pełni osiągnięto. Jednostka rozrastała się nadal, w oczekiwaniu na dalszy rozwój wypadków.
104 Sentai – epilog
Wiosna 1945 roku przyniosła jednostce znaczący wzrost sił. Coraz szerszym strumieniem zaczęły wreszcie docierać fabrycznie nowe Ki-84, a maszyny używane od kilku miesięcy wysyłano do Japonii na większe remonty, skąd powracały w znakomitym stanie technicznym. Część pilotów okrzepła, nabrała doświadczenia bojowego i mogła pełnić rolę instruktorów dla młodszych kolegów. Latano bardzo intensywnie zarówno w patrolach, jak i w zadaniach służących doskonaleniu umiejętności. Było to możliwe, bowiem Mandżurii nie dotknęły problemy z dostępnością paliwa bądź materiałów eksploatacyjnych (tak dotkliwie odczuwane w metropolii). Stan jednostki w tym okresie szacuje się na około 40-50 Hayate oraz 20-30 Shoki (plus pewna pula Hayabusa w rezerwie). Cała ta „świeża i lśniąca” potęga 104-tej nie znajdowała jednak żadnego przeciwnika. Amerykańskie bombowce przerzucone na Mariany nękały cele w samej Japonii, alianckie lotnictwo pokładowe ruszyło do bitwy o Okinawę, starcia powietrzne toczyły się w Birmie i południowych Chinach, natomiast nad Mukdenem zapanowała całkowita cisza. Stan ten miał potrwać niemal do samego końca wojny. Niemal – gdyż w dniu nuklearnego ataku na Nagasaki Związek Radziecki wypowiedział wojnę Japonii, równocześnie finalizując koncentrację wojsk na terytorium ZSRR i Mongolii, w pobliżu granicy z Mandżurią.
Zbliżenie samolotu 1. Chutai – tego samego co czwarta maszyna na poprzednim zdjęciu.
12 sierpnia, piloci 104. Sentai za sterami 25 Hayate wyposażonych w dodatkowe zbiorniki paliwa i bomby 250 kg, ruszyli w stronę Linhsi (Mongolia Wewnętrzna). Skutki ataku na radzieckie kolumny są jednak trudne do zweryfikowania. Źródła sowieckie „zgrabnie” przemilczają temat, a japońscy lotnicy (szkoleni do misji przechwytujących, a nie operacji myśliwsko-bombowych), niespecjalnie potrafili ocenić efekty. Za sprawą gwałtownego pogorszenia warunków pogodowych w regionie, 14 września nad wojskami wroga pojawiło się tylko 5 Hayate, a kolejnego dnia – tuzin. W akcjach tych utracono dwie maszyny wraz z pilotami. Dowódca 1. Chutai poległ w szczątkach swej Ki-84 zestrzelonej ogniem z ziemi. Z misji nie powrócił także sierżant Tetsuo Kataoka, którego uznano za zaginionego. Do walk z sowieckim lotnictwem najprawdopodobniej nie doszło. Jedynym pilotem zgłaszającym pewne zestrzelenie w tym okresie i rejonie był radziecki as kapitan Sirotin. Miał on zaatakować parę wrogich jednosilnikowych myśliwców i ogniem działek swojej Kingcobry P-63 roznieść na strzępy jeden z nich. Nie umiał określić typu pokonanej maszyny, wspomniał jednak o jej dziwnych, barwnych oznaczeniach. Można zatem przypuszczać, iż chodziło o samolot Sił Powietrznych Mandżukuo, prawdopodobnie Ki-43 Hayabusa (Mandżukuo posiadało myśliwce Ki-43 oraz Ki-27 Nate, ale te drugie były doskonale znane Rosjanom jeszcze od czasu walk nad Chałchyn-Goł latem 1939 roku).
Misja szturmowa z 12 sierpnia uświadomiła Japończykom jedną rzecz – Mandżuria była stracona. Siłom zgromadzonym przez Sowietów nie było czego przeciwstawić (i rzeczywiście, potężna Armia Kwantuńska została rozgromiona w ciągu zaledwie 12 dni). W związku z tym pojawił się plan wycofania 104. Sentai do Japonii, gdzie mogłaby wziąć udział w odpieraniu nieuniknionej (jak się wydawało) amerykańskiej inwazji. Sztuka ta udała się jednak tylko czterem Ki-84, poprowadzonym do kraju przez kapitana Tomiyę. Stąd właśnie zdjęcia wykonane w Ota tuż po zawieszeniu działań wojennych. Przed wprowadzeniem całkowitego zakazu lotów maszyn japońskich (lub nawet krótko po nim) część maszyn jednostki prawdopodobnie odesłano do Korei i wschodnich Chin. W ręce żołnierzy Armii Czerwonej wpadło jedynie 10 sprawnych Hayate 104. Sentai. Ponieważ ZSRR nie był zainteresowany przeprowadzeniem testów Ki-84, maszyny zostały wkrótce podarowane „przyjaciołom” z Chińskiej Republiki Ludowej.
Grupa Ki-84 Hayate 104. Sentai na lotnisku Anshan, krótko przed przejęciem przez wojska radzieckie. Mandżuria, sierpień 1945 roku.
Malowanie i oznakowanie
Ki-84 schodziły z taśm montażowych w dwóch głównych wariantach wykończenia: w naturalnej barwie metalu oraz w dwubarwnym kamuflażu, złożonym z szarozielonkawej barwy Nakajima na dolnych powierzchniach (mniej-więcej FS 34373) i oliwkowozielonej (ok. FS 34098) lub ciemnozielonej (ok. FS 34095) na powierzchniach górnych i bocznych. Dobór zieleni zależał nie tyle od okresu, co od aktualnej w danym momencie dostępności farb i dostaw ze strony podwykonawców. Nie ma absolutnej pewności co do odcienia farby zastosowanej na samolocie kapitana Mitsuo Tomiyi, znaczna część badaczy skłania się jednak ku tej nieco jaśniejszej, oliwkowej zieleni. W końcowym okresie produkcji pojawiły się także Hayate pokryte farbą ziemistobrunatną/mahoniową, jednak nie trafiły one do 104. Sentai.
Osobną kwestię stanowią oznaczenia przynależności maszyn do konkretnej Sentai (pułku), jej Chutai (dywizjonów) oraz ewentualnie konkretnych pilotów. Podstawowym wyróżnikiem było godło danej Sentai, malowane na statecznikach pionowych jej maszyn. Zazwyczaj każdej Chutai przydzielano identyfikujący ją kolor stosowany do malowania godła Sentai na usterzeniu jej maszyn. Nie był to jednak system ściśle określony w przepisach/rozkazach IJAAF, a jedynie dość powszechnie stosowana praktyka. W 104-tej Sentai kwestia oznaczeń realizowana była nieco inaczej. Godło jednostki stanowiła strzała przebijająca tarczę, przy czym jej promień nawiązuje do cyfry „1”, grot to stylizowana „4”, a tarczę stanowi „0”, co w zamyśle składało się na numer Sentai. Jednakże, w odróżnieniu od większości jednostek lotniczych Cesarskiej Armii, godło 104-tej malowano wyłącznie kolorem czerwonym, bądź czerwonym z białym lamowaniem (białym „cieniem”). Przynależność do konkretnej Chutai zaznaczano konkretnym kolorem, ale poprzez malowanie fragmentu górnej sekcji statecznika pionowego, końcówek skrzydeł oraz kołpaka śmigła. I właśnie takie elementy zobaczyć możemy na maszynie kapitana Tomiyi: żółte powierzchnie znamionujące przynależność do 2. Chutai oraz czerwone godło 104. Sentai z białym „cieniem”. Szeroki biały pas na kadłubie oznaczał (w 104-tej) samolot dowódcy Chutai.
Nakajima Ki-84 Otsu (Ki-84b) osobista maszyna kapitana Mitsuo Tomiyi, dowódcy 2. Chutai (dywizjonu) ze składu 104. Sentai (grupy) stacjonującej w Mandżurii. Malował Koike Shigeo.
Ostatnim detalem graficznym charakterystycznym dla samolotów tej jednostki były ideogramy (jeden bądź dwa znaki kanji) malowane na kadłubach Hayate, przed Hinomaru. W przypadku naszej bohaterki widoczna jest biała inskrypcja 益城 (prawdopodobnie tylko na prawej burcie) oznaczająca Mashiki, co odpowiada nazwie miasta z którego pochodził kapitan Tomiya.
Zobacz jeszcze:
- Zamów modele Ki-84 Hayate w sklepie Arma Hobby
This post is also available in: English
Świetny artykuł! Kawał mało mi znanej historii.
Wojna to chaos. W tym przypadku najwięcej zamieszania widzę w kolorach japońskich samolotów. Dla mnie zupełnie nowy świat!