Od paru lat na Węgrzech odbywa się coroczny maraton modelarski „Fluffy Cat” („Puchaty Kot”) – którego uczestnicy wyjeżdżają na przysłowiową działkę z daleka od cywilizacji, by wspólnie sklejać taki sam model. I dobrze się przy tym bawić. W tym roku ekipa wybrała sobie Ki-84 Hayate Arma Hobby, a relacją, której autorem jest János Dobó, postanowiła podzielić się z nami. Bardzo dziękujemy! To wspaniałe móc przyglądać się, jak fajną, wspólną zabawą może być modelarstwo!

Przeczytajcie relację Jánosa z maratonu Fluffy Cat 2023:

Fluffy Cat 2023 – relacja Janosa Dobo

Oh boy, to zdarzyło się już 5 razy. Przysięgam, nie spodziewałem się takich efektów, kiedy dawno temu Buco i ja zaczynaliśmy to wszystko planować. „Fluffy Cat” („Puszysty Kot”) inspirowany jest ideą „Iron Bunny” („Żelazny Królik”) Eduarda. Ale my nie jesteśmy aż tak „żelazni”… więc jesteśmy puszyści. Spoko i luz, to nasza idea.

Z pięciu edycji przegapiłem dwie z powodu pewnych problemów osobistych, ale teraz miałem dość siły psychicznej, i naprawdę, naprawdę nie mogłem się doczekać spotkania.

W tym roku – Hayate

Jak zwykle, najpierw głosowaliśmy nad wyborem modelu, wygrał Ki-84 Hayate Arma Hobby w skali 1/72. W tym roku znowu sklep Modellfutár dał nam dobre ceny na modele, jesteśmy za to bardzo wdzięczni.

Jednak, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, Arma Hobby też dołożyła się do eventu! Po wymianie maili – kontaktowałem się z nimi w sprawie innego wydarzenia modelarskiego, „South-East Fluffy Cat” [Red.: Będą Iskry Arma Hobby!!! Relacja wkrótce!!!] – zaproponowali nam zestawy detali drukowanych w 3D do kupionych przez nas Hayate. Zupełnie za darmo. Chciałbym bardzo za to podziękować. Dziękuję bardzo Grzegorz!

W drogę!

W tym roku wybrałem się w podróż sam. To była bardzo przyjemna jazda między Segedynem a Gunaras. Bez pośpiechu, bez nerwów, dobra muzyka, dobra pogoda, miękkie szybowanie w mojej wiernej Skodzie, w idealnym chłodzie. No, może z wyjątkiem odcinka za Baja, bo tam drogi nadal są jakbyśmy polecieli na księżyc.

Szybka wizyta u mojego przyjaciela Csaby w Siklós, wymiana informacji i modeli, po czym ruszamy do bazy. Poza tym wcześniej wpadłem do lokalnego sklepu z niebieskimi paskami po trochę zapasów. Fakt, że udało mi się wpaść na jednego z „Kotów” w dziale z napojami, mówi sam za siebie, prawda? Oczywiście to wstyd i tyle, ale wierzcie mi, kupował prawie wyłącznie napoje bezalkoholowe. Poważnie. Cóż, ja nie.

Niestety, weekend był dość paskudny przez deszcz. Kiedy dotarłem do Gunaras, zaczęło padać i padało nieprzerwanie, z wyjątkiem kilku godzin w sobotę. Poza tym temperatura też była dość wredna, więc największa zaleta domków w Gunaras, a mianowicie to, że można pokrzyczeć do kumpli na sąsiednim tarasie, nie do końca się sprawdziła (choć wielu próbowało, ku utrapieniu innych). Siedzieliśmy pochowani w chałupach, można było prowadzić tylko dyskusje z tymi, którzy byli z nami.

Oczywiście nikomu to się nie podobało, więc tegoroczny Fluffy Cat będzie zapamiętany z powodu prawdziwych wędrówek ludów. Mieszkańcy pierwszego domku przenieśli się do czwartego, mieszkańcy czwartego poszli do drugiego, mieszkańcy drugiego poszli do trzeciego, mieszkańcy trzeciego poszli wszędzie. Oczywiście nie w tym samym czasie. Jak to w takich chwilach bywa, zawsze coś się działo.

Nieustannie wymienialiśmy się informacjami i kto co ze sobą przywiózł. To znaczy, pokochałem rum.

Czwartkowy „dzień zero” poświęciliśmy zbawieniu świata. Został zbawiony. Wszyscy jesteście mile widziani. Reszta jest milczeniem.

Do roboty!

Najpierw kilka słów o modelu. Wybierając model na maraton, bierzemy pod uwagę to, jak łatwo jest go zdobyć i jak łatwo go zbudować.

Modele Arma Hobby są po prostu wspaniałe. Nie zawierają zbyt wielu części (zwykle jeda – maksymalnie dwie ramki) i są łatwe w budowie. Ostatnio są moimi ulubionymi modelami. Zaznaczam jednak, że nie miałem nic do powiedzenia w sprawie wyboru.

Zrobiłem to zdjęcie w sobotę o 6:30. Budowę rozpoczęto w piątek o godzinie 12:00.

Zbudowałem już ten model i muszę powiedzieć, że jest piękny.

Jednak trzeba być bardzo uważnym. Początkowo wszystko dobrze pasuje, dlatego – jak przy wszystkich dobrze dopasowanych modelach – przekleństwem jest to, że po pomalowaniu wnętrza nawet minimalna warstwa farby natryśniętej aerografem może okazać się za gruba i popsuć spasowanie! W pracy pomaga tu wielokrotne dopasowywanie na sucho, opłaca się robić na to przerwy w klejeniu, to bardzo ułatwia pracę.

Potem zdarza się, że popełnia się gafy i nadeptuje na model. Stało się to, gdy wstając od stołu, zamiotłem rękawem koszuli jedną z połówek kadłuba, a potem usłyszałem tylko TRZASK… Właśnie wtedy straciłem szansę na na terminowe ukończenie budowy. Później, po całym dniu szlifowania i szpachlowania uszkodzenia, nie wytrzymałem i po prostu odpuściłem naprawę pęknięcia. Przykro mi, musimy to zaakceptować. Zapodkładowałem to tak jak jest i ma być dobrze.

Pewnie dałoby się model całkowicie wyprostować – ale nie miało sensu poświęcanie na to całego dnia pracy. Na szczęście kadłub nie był złamany w sposób widoczny, choć deformacja była wyraźna. Wkładając sporo siły i dużą ilość kleju cyjanoakrylowego doszedłem do punktu, w którym kadłub był OK, bez większych nieciągłości. Ale deformacja kadłuba jest widoczna i ma wpływ na wygląd całego modelu. Niestety dobrze spasowany model zszedł do poziomu starego zestawu Italeri czy Revell. Dobra robota, świetna robota.

Coup de grâce nastąpił w niedzielny poranek, kiedy jeden z Kotów powiedział „Jani, chyba znalazłem twoją kabinkę…” – na podłodze chaty. Nie dość odpowiedzialnie przechowywałem części modelu.

Chociaż udało się skleić przezroczystą część za pomocą kleju błyskawicznego Colle21 Felx21 – który nie powoduje zaparowania – kabinka dopasowała się całkiem równo. Dobra. Byłem wtedy naprawdę wściekły. I wszyscy wiemy, że wściekłość nie idzie w parze z precyzją sklejania.

Pozostali stosunkowo łatwo przeszli do fazy malowania. Zauważyłem, że wszyscy trochę się sadzili, żeby się jakoś wyróżnić.

Nie tylko modelarstwo

Oczywiście oprócz sklejania spełnialiśmy również swoje obowiązki towarzyskie. Płynęły opowieści, płynęła pálinka, spożywane była dania gorące – za które ogromne podziękowania należą się Norbiemu. Grube przekleństwa się też zdarzały. W końcu, cytując klasyka: „Janika, to nie jest klub dla małych dziewczynek”

I być może to jest ważniejsze niż samo sklejanie. Mówiłem to wiele razy i powtórzę jeszcze raz:  modele to tylko pretekst, by spędzać czas z ludźmi cierpiącymi na podobne schorzenie psychiczne. I nieważne, czy to wielki konkurs modelarski, czy Fluffy Cat.

W końcu przez lata powstały prawdziwe przyjaźnie, czasem głębsze, czasem w luźniejszej formie. Tworzą się małe grupy, które pracują razem, ale opisane powyżej spacery pomiędzy domkami dowodzą, że wszyscy są ze sobą powiązani przynajmniej trochę. Albo bardzo.

Tutaj nie ma znaczenia, skąd pochodzisz, jaką koszulę nosisz, ani co i jak budujesz. Modelarz z tytułem magistra może pasować do szewca takiego jak ja.

Każdy maluje – jak chce!

Dla niektórych faza malowania nie była łatwa, ale modele udało się w większości przynajmniej posklejać. Kolejną rzeczą, na którą należy zwrócić uwagę w przypadku zestawów Arma Hobby, są kalkomanie. Są ładne i dobre, ale nie do końca łatwo z nimi pracować podczas imprezy na czas. Są trochę grube i wymagają sporo pracy i uwagi. Należy tu zastosować wszystkie znane sposoby i sztuczki do kalkomanii. Oczywiście, japońskie insygnia są stosunkowo łatwe do malowania aerografem i niektórzy faceci tak właśnie je zrobili. Szczerze mówiąc, gdybyśmy mieli odpowiednią ilość czasu, kalki nie byłyby problemem.

Powodem, dla którego wciąż kocham tę bandę, jest to, że są wystarczająco szaleni, by zbudować i pomalować wyjątkową maszynę. To typowe dla każdej edycji „Fluffy Cat”. Zwykle co najmniej połowa facetów próbuje z dostarczonego zestawu zbudować coś naprawdę wyjątkowego.

I to jest OK! Uwielbiam to, że te „kotki” zawsze knują jakieś psoty. Bo uważam, że modelarstwo to hobby, w którym jest miejsce zarówno na perfekcyjną wierność historyczną, jak i na w pełni kreatywny proces. Żadne z tych podejść nie jest gorsze od drugiego.

Spójrzmy na te prace w takim właśnie świetle.

Galeria zbudowanych modeli

Pierwszy to mój. Wstyd

 

Csaba przywiózł ze sobą prawdziwy, piękny hangar

 

Peter „87” wymalował imię ukochanej pilota i kilka kwiatów wiśni

 

Szilárd zrobił specjalny kamuflaż

 

Buco standardowo. Perfekcyjnie

 

Według Kornela ten samolot przejęli Czesi i przerobili go na maszynę rolniczą do oprysków

 

To drugie malowanie Gabora. Pierwsze zostało zmyte

 

Kalman trochę utknął na etapie kalkomanii

 

Tamas ładnie to zrobił. Drugi obrazek pokazuje co chciał uzyskać. Pomalował także płótno na tło

 

Joe pomalował także figurkę

 

Samolot Richarda wylądował przymusowo na stoku Fudżijamy. Tak, dioramę też wykonał podczas eventu

 

Moim ulubionym modelem jest Ork-fughter Laszla

Podsumowanie

Naprawdę trudno było mi znów wyjść do ludzi, ale terapia zadziałała. Udały nam się świetne rozmowy. Po prostu podobało mi się być tam z nimi.

Dziękuję, że znowu tam byliśmy. Czekam na następny raz.

Chciałbym podziękować sklepowi Modellfutár – Balázsowi Lakatosowi, który dostarczył nam model w dobrej cenie.

Arma Hobby za doskonałe akcesoria w druku 3D.

Norbiemu za materiały eksploatacyjne, zarówno płynne, jak i stałe.

I wszystkim, którzy wciąż we mnie wierzą.

János Dobó

 

Zobacz jeszcze:

Kup model Ki-84 Hayate Special Attack Units w sklepie Armahobby.pl online!

Kwiaty Wiśni w gotowości na śmierć

Model Ki-84 – omówienie detali

Website | + posts

Wirtualny redaktor, wydawca gościnnych artykułów w serwisie armahobbynews. Kiedy autorzy bloga zasypiają, w ciszy pracuje nad poprawą jakości materiałów dostępnych na tej na stronie.

This post is also available in: English