Obrońcy Warszawy – Brygada Pościgowa
Brygada Pościgowa to jednostka lotnictwa myśliwskiego, której głównym zadaniem we wrześniu 1939 r. była obrona aglomeracji warszawskiej przed lotnictwem wroga. W jej skład wchodziło łącznie 5 eskadr (54 samoloty), podlegających w ramach wojennej organizacji lotnictwa polskiego Naczelnemu Wodzowi.
Baza 1 Pułku Lotniczego na warszawskim lotnisku Okęcie, gdzie stacjonowała większość eskadr wchodzących w skład Brygady Pościgowej, stanowiła oczywisty cel nieprzyjacielskiego ataku. W sierpniu 1939 r. napięcie w stosunkach między III Rzeszą, a Polską sięgało zenitu, dlatego 29 sierpnia 1939 r. dowódca Brygady Pościgowej płk Stefan Pawlikowski wydał rozkaz, aby samoloty zostały przebazowane na przygotowane wcześniej w pobliżu Warszawy lotniska polowe.
Jedne z pierwszych samolotów myśliwskich PZL P.11c w polskim lotnictwie wojskowym trafiły do 112 Eskadry Myśliwskiej. Na zdjęciu „1” z numerem wojskowym 8.14 sfotografowana w maju 1936 r. podczas pokazów w Brommie w Szwecji. Był to pierwszy raz, kiedy PZL P.11c będące w służbie polskiego lotnictwa pokazano na arenie międzynarodowej.
Warszawscy myśliwcy opuszczali Okęcie eskadrami, najpierw 114 i 113 eskadra przeleciały na lotnisko polowe Poniatów, gdzie oczekiwały na przybycie uzupełnienia w postaci 123 Eskadry Myśliwskiej z 2 Pułku Lotniczego z Krakowa. Natomiast 112 i 111 eskadra przeleciały na lotnisko polowe w Zielonce. Wśród samolotów 112 Eskadry Myśliwskiej, które wylądowały w Zielonce i zostały zamaskowane w sztucznym lesie znajdował się PZL P.11c oznaczony numerem porządkowym „2”. Na samolocie tym, latał zwykle por. Wacław Łapkowski, który w składzie 112 Eskadry Myśliwskiej znajdował się od 1936 r. Dał się poznać jako doskonały pilot i taktyk. Por. Łapkowski był trzeci w łańcuchu dowodzenia eskadry po jej dowódcy kpt. Tadeuszu Opulskim oraz zastępcy dowódcy por. Stefanie Okrzei.
PZL P.11c nr 8.144 (prawdopodobnie), numer policyjny N-666, nr taktyczny 2, samolot ppor. Wacława Łapkowskiego ze 112 Eskadry Myśliwskiej. Na samolocie widać nowe godło, „Uskrzydloną salamandrę”, wprowadzone w lecie 1939 w miejsce dotychczasowego „Walczacego Koguta”. Malował Zbyszek Malicki.
A więc wojna!
Nastał czas nerwowego oczekiwania na dalszy rozwój sytuacji – wojna czy pokój? 1 września 1939 r. około godz. 5 do Sztabu Brygady Pościgowej dotarły meldunki o ataku Wehrmachtu w wielu miejscach granicy Polski z III Rzeszą. Nie było wątpliwości – a więc jednak wojna! Por. Wacław Łapkowski wraz ppor. Jan Daszewskim zostali wyznaczeni rankiem tego dnia do pełnienia służby w kluczu alarmowym – liczyli na to, że jako pierwsi mogą się spotkać z wrogiem, ale los chciał inaczej. Około godz. 7 do przechwycenia nieprzyjacielskiego samolotu rozpoznawczego wystartował klucz alarmowy z sąsiedniej 111 Eskadry Myśliwskiej. Ponad godzinę później Sztab Brygady wydał rozkaz startu na przechwycenie zbliżającej się od strony Prus Wschodnich grupy samolotów nieprzyjacielskich. Wystartowały wszystkie eskadry Brygady Pościgowej, ale klucz alarmowy ze 112 eskadry miał pozostać w pogotowiu na ziemi. Nad Bugiem rozgorzała pierwsza walka powietrzna w obronie Warszawy. Można tylko domyślać się jak bardzo por. Łapkowski przeżywał to, że musiał pozostać na ziemi, podczas gdy jego koledzy bili się w powietrzu.
Rosnące napięcie polityczne w Europie po kryzysie monachijskim spowodowało, że oczywistym stała się konieczność przygotowania polskiego lotnictwa do potencjalnego konfliktu z III Rzeszą, na zdjęciu samoloty myśliwskie PZL P.11a i P.11c w tle samoloty bombowe PZL.37 Łoś. Zdjęcie wykonane na przełomie lutego i marca 1939 r. w bazie 1 Pułku Lotniczego na Okęciu. (arch. Marek Rogusz)
Przed południem tego dnia, „2” pilotowana przez por. Łapkowskiego wraz ze 112 Eskadrą Myśliwską, wystartowała w swój pierwszy lot bojowy. Przechwytywanym celem były niemieckie samoloty rozpoznawcze. 112 eskadrze udało się osaczyć jeden z nich, przy pomocy klucza alarmowego ze 111 Eskadry Myśliwskiej, który wystartował w międzyczasie. Por. Łapkowski po raz pierwszy w życiu otworzył ogień do nieprzyjacielskiego samolotu, strzelało również kilku innych pilotów. Ostatecznie zwycięstwo przyznano por. Okrzei, który oddał serię z bardzo bliskiej odległości, po której nastąpił wybuch i płonący Do 17P z 4.(F)/121 roztrzaskał się w miejscowości Świder pod Warszawą.
Szczątki rozpoznawczego Dorniera Do 17P z 4.(F)/121, który został zestrzelony 1 września 1939 r. w okolicach Świdra pod Warszawą przez pilotów 111 i 112 Eskadry Myśliwskiej. Zestrzelenie przyznano por. pil. Stefanowi Okrzei. (fot. prasowa)
Druga fala
Przed godziną 16-tą do Sztabu Brygady Pościgowej zaczęło docierać coraz więcej meldunków z sieci dozorowania o nieprzyjacielskich samolotach zmierzających w stronę Warszawy. Stało się jasne, że od rana Niemcy prowadzili raczej rozpoznanie bojem i czekali na odpowiednie warunki atmosferyczne, a teraz nastąpiło właściwe uderzenie na Stolicę Polski. Pomiędzy godz. 16.45 a 17.30 w rejon Warszawy, nadleciało kilka fal bombowców Luftwaffe – ok. 120 He 111 z KG 27, II.(K)/LG 1 oraz III.(K)/LG 1, oraz 30 samolotów Ju 87B z grupy bombowców nurkujących I./StG 1. Bombowce były eskortowane przez samoloty myśliwskie – około 40 Messerschmittów Bf 110 z I./ZG 1 i IV.(Z)/LG 1 oraz około 30 Messerschmittów Bf 109D z grupy I./JG 21. Brygada Pościgowa osłabiona w porannych walkach wystartowała w sile około 40 samolotów, ale nie była w stanie powstrzymać tak dużego ataku dokonanego na Warszawę z kilku stron. Niemieckie samoloty przedarły się nad Warszawę i zbombardowały m.in. lotnisko Okęcie.
Źródłem informacji o samolotach nieprzyjaciela, poruszających się nad terytorium Polski, miała być sieć dozorowania, która składała się z około 800 posterunków obserwacyjno-meldunkowych zlokalizowanych na terenie całego kraju. Komunikację oparto na istniejących liniach telefonicznych, aby zaoszczędzić na kosztach i umożliwić jak najszybsze jej uruchomienie. Na potrzeby Brygady Pościgowej mjr Wyrwicki opracował system podziału obszaru powietrznego wokół Warszawy na sektory kodowe, który umożliwiał szybkie skierowanie samolotów w kierunku nadlatującego nieprzyjaciela. System ten sprawdzał się w praktyce, dopóki na skutek działań wojennych nie została uszkodzona publiczna sieć telefoniczna. (rys. Roman Postek)
Klucz dowodzony przez por. Łapkowskiego w rejonie Babic natknął się na Stukasy, które bombardowały Radiostację Transatlantycką. „Jedenastki” rozpoczęły atak na bombowce, kiedy spadła na nich niemiecka osłona składającą się z Messerschmittów Bf 109. W pewnym momencie por. Łapkowski odpierał ataki aż 5 samolotów. Na szczęście, jak zanotowano, ich piloci wykazali się małą agresywnością. W międzyczasie jego boczny por. Daszewski, zaatakował jednego ze Stukasów i uszkodził go.
Wieczorem rozpoczęto podsumowanie pierwszego dnia wojny. Nie było najmniejszej wątpliwości, że Luftwaffe dysponuje dużą przewagą liczbową oraz techniczną. „Jedenastki” nie były w stanie locie poziomym dogonić bombowego He 111, a co dopiero myśliwskie Messerschmitty. P.11 okazały się jednak dużo bardziej zwrotne. Martwiły poniesione straty. Dyskutowano jaką taktykę zastosować w zaistniałej sytuacji. Mechanicy mieli co robić – połowa samolotów 112 Eskadry Myśliwskiej była uszkodzona. Ppor. Witold Łokuciewski ze 112 Eskadry Myśliwskiej relacjonował:
Wracamy na kwatery. W rejonie stanowisk samolotów wre gorączkowa praca. Nasi mechanicy łatają postrzelane skrzydła i kadłuby, przeglądają silniki, naprawiają uszkodzone śmigła, wymieniają poharatane stery, stateczniki, koła i dętki.
Kolejne dni walk
2 września 1939 r. był dniem kiedy reperowano samoloty uszkodzone poprzedniego dnia. 112 Eskadry Myśliwskiej dwukrotnie wystartowała na przechwycenie niemieckich samolotów, ale bezskutecznie. Niemcy rozdzielili się przed Warszawą na dwie grupy i „jedenastkom” nie udało ich się dogonić przed Warszawą, a zgodnie z regulaminem nie wolno im było wlatywać nad miasto (poza wyjątkowymi sytuacjami), gdzie nieprzyjaciela zwalczała artyleria przeciwlotnicza.
Zestrzelony Messerschmitt Bf 110 sfotografowany przez niemiecką ekipę propagandową. Prawdopodobnie jest to samolot trafiony przez por. pil. Arsena Cebrzyńskiego oraz być może przez por. pil. Stefana Okrzeję podczas walki powietrznej 3 września 1939 r. (fot. prasowa)
3 września 1939 r. aby, zapobiec wydarzeniom z poprzedniego dnia, kiedy Niemcom udało się wyminąć lecące na ich przechwycenie polskie eskadry, od świtu patrolowały na przemian trójsamolotowe klucze ze 112 i 111 Eskadry Myśliwskiej. Około godz. 8 w okolicach Zielonki i Rembertowa rozegrała się jedna z pierwszych wielkich bitew powietrznych myśliwców w II wojnie światowej. W jej kulminacyjnym momencie w powietrzu zmagało się 18 PZL P.11 ze 111 i 112 EM oraz 18 Messerschmittów Bf 110 z I.(Z)/LG 1. Siły były równe jedynie arytmetycznie, Niemcy posiadali potężnie uzbrojone samoloty (4 karabiny i 2 działka oraz karabin na stanowisku tylnego strzelca) o ponad 100 km/h większej prędkości od polskich P.11, które mogły przeciwstawić się jedynie zwrotnością. Obie strony poniosły straty, Polacy stracili 2 samoloty zestrzelone i 2 które wylądowały przymusowo na terenie poligonu, przy którym mieściło się lotnisko polowe, a Niemcy stracili 2 Messerschmitty zestrzelone, podczas gdy 2 kolejne samoloty zostały lekko uszkodzone. W walce brała udział również „2” z por. Łapkowskim. Nie udało mu się zestrzelić Messerschmitta, ale wyszedł z walki relatywnie cało, jeśli nie liczyć kilku przestrzelin w samolocie. Bohaterem dnia stał się por. Wojciech Januszewicz ze 111 Eskadry Myśliwskiej, który wystartował samotnie do nadlatujących nad lotnisko czterech Bf 110B z 3.(Z)/LG 1 i zestrzelił jeden z nieprzyjacielskich samolotów, podczas gdy pozostałe wycofały się po kilku minutach walki.
Kpt. Zdzisław Krasnodębski (1904-1980) Od stycznia 1938 r. dowodził III/1 Dywizjonem Myśliwskim (wcześniej 111 Eskadrą Myśliwską). W wojnie 1939 r. ranny i poparzony 3 września – pozostał dowódcą, aż do przekroczenia granicy rumuńskiej. We Francji był dowódcą polskiego klucza w składzie GC 1/55. Po ewakuacji do Anglii był organizatorem i pierwszym dowódcą 303 Dywizjonu Myśliwskiego. Był doskonałym dowódcą cenionym przez swoich podwładnych, których potrafił zorganizować i wyszkolić na doskonałych pilotów myśliwskich.
Nowe lotniska, wróg ten sam
Dowództwo Brygady Pościgowej obawiało się, że przez trzy dni walki dekonspiracji uległy lotniska polowe z których operowały eskadry Brygady. Dlatego zarządzono przenosiny, dla wszystkich eskadr Brygady. Rzuty kołowe wyruszyły na nowe miejsca postoju w nocy z 3 na 4 września 1939 r., podczas gdy samoloty przeleciały na nowe lotniska wczesnym rankiem 4 września. 111 i 112 Eskadra Myśliwska wylądowały w Zaborowie, podczas gdy eskadry 113, 114 i 123 przeniosły się do Radzikowa. Oba te lotniska polowe znajdowały się na zachód od Warszawy i były oddalone od siebie o około 6 kilometrów. 112 eskadra zamaskowała swoje samoloty na obrzeżu parku przylegającego do pałacu w Zaborowie, w którym zakwaterowanie znaleźli oficerowie 111 i 112 Eskadry Myśliwskiej. 4 września piloci 112 eskadry nie zaliczyli do udanych, pomimo tego że startowali kilkakrotnie to jednak nie udało im się przechwycić nieprzyjacielskich samolotów. Tymczasem siostrzana 111 Eskadry Myśliwskiej weszła do walki zestrzeliwując Stukasa, ale niestety tracąc jedną „jedenastkę” rozbitą podczas lądowania na dość trudnym i bardzo zakurzonym lotnisku w Zaborowie.
Nastał 5 września 1939 r. dzień, który miał się okazać brzemienny w skutki dla 112 Eskadry Myśliwskiej. W czasie kolejnego startu ok. godz. 14, 112 eskadra napotkała dwie grupy nieprzyjacielskich samolotów. Eskadra podzieliła się na dwie części, z których jedna zaatakowała Ju 87 z 11.(St)/LG 1 zestrzeliwując jeden z samolotów. Druga część 112 eskadry zaatakowała Do 17Z z eskadry 3./KG 2 miała niestety mnie szczęścia. Por. Łapkowski dowodzący jednym z kluczy, tak opisał wydarzenia.
(…)Naturalnie po chwili posypały się z ziemi rozkazy. Co sekunda zmieniano kierunek, miejsce oczekiwania, wysokość i ilość npla. Po kilku minutach „szatańskiego tańca” znaleźliśmy się nad linią kolejową Warszawa – Wołomin na wysokości 3000 m. (..) Po kilku minutach zobaczyłem na płn – wsch. kilka linijek ostro rysujących się na horyzoncie. Była to eskadra Do215. Stefan Okrzeja zobaczył npla również i powiedział przez radio: spójrz w prawo. Odpowiedziałem: widzę.
Pełen gaz, „bust”, knypel na siebie. Przecięliśmy im drogę! Do zwiększyły gaz i skierowały się na północ. Ale już było za późno. Atakowaliśmy. Ja z moim – jeden klucz npla, Stefan drugi klucz. Nie widziałem, co dalej ze Stefanem się stało. Nas Do przywitały dobrze. Odpowiedzieliśmy im również nie licho. Niestety, walka nie dała rezultatu, gdyż po pierwszym ataku Do przypikowały i uciekły. Powrót, lądowanie. Nie wrócił Okrzeja i Nowakowski. Jak potem stwierdzono, Okrzeja był zabity, Nowakowski ranny. Zderzyli się przy ataku. Być może, że Stefan był już trafiony kulą npla.”
To nie był koniec walk 112 Eskadry Myśliwskiej tego dnia. Po godz. 17 eskadra została ponownie poderwana w powietrze na przechwycenie kilkunastu He 111 z II.(K)/LG 1, które atakowały obiekty wojskowe pomiędzy Małkinią Górną, a Mińskiem Mazowieckim. Bombowce były eskortowane przez eskadrę Messerschmittów Bf 110 z grupy I.(Z)/LG 1, które zaatakowały polskie myśliwce. Dowódca 112 EM kpt. Opulski tak zrelacjonował walkę:
Daję znać pilotom, by zaatakować z przewagi wysokości. W czasie tego manewru zostaliśmy zaatakowani niespodziewanie przez wiele Messerschmittów. Ich pomarańczowe „pyski” szybko rosną w oczach (…). Jesteśmy osaczeni przez ziejące ciągłym ogniem Messery (…). Daję znać Krawczyńskiemu, że odchodzimy z boju. Trzeba się ratować.
Niemieccy lotnicy po powrocie na macierzyste lotnisko zameldowali o zestrzeleniu polskiego myśliwca, ale w rzeczywistości uszkodzili samolot Opulskiego. Historyk polskiego lotnictwa Dr Jerzy Pawlak, podał, że 5 września 1939 r. kpt. Tadeusz Opulski, wrócił na P.11 nr „2” uszkodzonej przez Messerschmitty. Zmęczeni piloci udali się na spoczynek. Nastrój w eskadrze był nienajlepszy – poległ zastępca dowódcy. Tymczasem z frontu dobiegały coraz bardziej niepokojące wieści – niemieckie oddziały przełamały polską obronę i szybko zbliżały się w kierunku Warszawy.
Kpt. pilot Tadeusz Opulski (1906-1943). Od 1938 r. dowodził 112 Eskadrą Myśliwską, z którą przeszedł całą drogę bojową we wrześniu 1939 r. Ewakuował się do Francji gdzie w 1940 r. dowodził kluczem kominowego „Op” (ELD/Romorantin). Po klęsce Francji w Anglii został skierowany do 303 Dywizjonu Myśliwskiego, ze względu na stan zdrowia nie przeszedł przeszkolenia na samoloty myśliwskie. Przekwalifikował się na pilota bombowego w trakcie szkolenia na bombowcach Wellington w 18 OTU zginął podczas lotu szkoleniowego.
6 września 1939 r. 112 Eskadra Myśliwska weszła do akcji wczesnym rankiem, gdy po godz. 5 na zachód od Warszawy pojawiły się Ju 87B z IV.(St)/LG 1 w eskorcie Messerschmittów Bf 110 z grupy I./ZG 1. Podczas walki piloci ze 112 EM prawdopodobnie zestrzelili jednego Sztukasa, ale P.11a na której leciał st. szer. Zygmunt Rozworski, została mocno uszkodzona przez Bf 110 i ledwo doleciała do lotniska w Zaborowie. Trzy godziny później podczas kolejnej walki z Bf 110, 112 EM traci kolejny samolot, jego pilot st. szer. Leon Nowak, na szczęście ratuje się skacząc ze spadochronem.
Początek kryzysu
Piloci Brygady Pościgowej zaczynają zdawać sobie sprawę, że dzieje się coś niedobrego. Widzą, że przewaga Niemców w powietrzu jest coraz większa, podczas gdy na ziemi, coraz bardziej zawodzi logistyka: brakuje ogniwek do taśm amunicyjnych, śmigieł – praktycznie brak uzupełnień samolotów. Brygadzie Pościgowej coraz trudniej było przechwytywać niemieckie wyprawy bombowe idące na Warszawę. Okazało się, że sieć dozorowania oparta w znacznej mierze o publiczną sieć telefoniczną uległa znacznej dezorganizacji. W rezultacie piloci startowali zbyt późno, a rozkazy coraz częściej kierowały ich w sektory, gdzie nie było niemieckich samolotów.
Krótko po południu na lotnisko w Zaborowie dotarł z Dowództwa Brygady Pościgowej rozkaz wykonania wymiatania w rejonie Koło – Kutno – Łowicz w celu zapewnienia osłony z powietrza przed atakami Luftwaffe przemieszczającej się Armii „Poznań”. Zadanie przydzielono 113 i 114 Eskadry Myśliwskiej oraz jednemu kluczowi ze 112 Eskadry Myśliwskiej, pozostałe samoloty miały pozostać dla osłony Warszawy.
Z Zaborowa wystartował klucz dowodzony przez por. pil. Wacława Łapkowskiego („2” Salamandra) wraz z bocznymi – pchor. Januszem Marciniakiem i st. szer. Władysławem Wieraszką. W powietrzu spotykał się z kluczem por. pil. Tadeusza Sawicza („4” Jaskółka) ze 114 EM z kpr. Andrzejem Niewiarą oraz st. szer. Jerzym Zielińskim. Po przeleceniu około 170 km o godz. 15.10, na południowy zachód od Koła piloci tej formacji dostrzegli 9 Heinkli He 111H z eskadry 4./KG 26, lecących w kierunku południowo-wschodnim. Por. pil. Wacław Łapkowski relacjonował:
(…) Przed nami Warta. Wzdłuż Warty ciągnie eskadra He 111. Dywizjon wyszedł na nie prawie z przodu i tak je zaatakował. To nie ma sensu, pomyślałem. Byłem najwyżej, zrobiłem ze swoim kluczem skręt nad Heinklami i zaatakowałem z góry z tyłu, ze znacznej przewagi wysokości. Nareszcie dorwałem się. Widziałem „pysk” strzelca, błyski z luf jego km. Nacisnąłem spust. Karabiny zagrały. Seria… Jeszcze jedna… i jeszcze jedna. Dookoła mnie zrobiło się kłębowisko. To odbywała się likwidacja pozostałych dwóch maszyn klucza He 111. Ktoś uniesiony zapałem zaatakował nawet mnie. Tymczasem „mój He 111” zaczął odstawać od klucza. Strzelec nie strzelał. Jeden z silników dymił. Nieprzyjaciel pochylił się w prawo i lekko nurkując, schodził do ziemi. „Stabilna” maszyna pomyślałem. Dodałem mu jeszcze jedną serię. Miałem do niego żal, że nie chce się zapalić. Tymczasem nieprzyjaciel schodził do ziemi coraz niżej i za chwilę maszyna leżała na łące nad Wartą.
Heinkel He 111H (1H+AM) trafiony został głównie przez pilotów klucza 112 Eskadry Myśliwskiej, ale atakowany był również przez pilotów z IV/1 Dywizjonu. Bombowiec wylądował na brzuchu we wsi Ruszków Drugi, jakieś 3–4 km na południe od Koła. W trakcie lotu powrotnego w dość luźniej i przemieszanej formacji „jedenastek” napotkano kolejną grupę niemieckich bombowców, w tym momencie pchor. Marciniakowi skończyło się paliwo i musiał przymusowo lądować. Po pewnym czasie i pilot i maszyna wrócili do jednostki.
Porzucony na lotnisku polowym w Zaborowie PZL P.11a nr „7” (nr wojskowy 8.35, podskrzydłowy 712-N) ze 112 eskadry, który przypuszczalnie 6 września 1939 r. pilotował st. szer. Zygmunt Rozworski. Na wraku widać pocięte resztki godła „Salamandra”. Samolot został podpalony przez opuszczających lotnisko żołnierzy polskich, widoczne na zdjęciu uszkodzenia spowodował wybuch zbiornika benzyny. (arch. Marek Rogusz)
Pożegnanie z Warszawą
Witold Łokuciewski ze 112 Eskadry Myśliwskiej wspominał poruszenie jakie wywołał rozkaz, który przyszedł od Naczelnego Dowódcy Lotnictwa i OPL gen. Józefa Zająca:
Wieczorem dowódca brygady na polecenie Naczelnego Dowódcy Lotnictwa wydaje rozkaz przejścia na lubelski węzeł lotnisk. Było to dla nas zaskoczeniem. Tak jak wiele zresztą rozkazów w tej wojnie. Wywołuje to wiele domysłów i ponurych komentarzy. Ostatecznie jednak rozkaz jest rozkazem.
Natychmiast rozpoczęto organizację rzutu kołowego. Zbyt mała liczba ciężarówek przy licznym dobytku eskadr spowodował, że pomimo tego, że część wyposażenia ukryto, to przeprowadzkę podzielono na kilka etapów . Dojazd do Kierza, po drogach zatłoczonych uchodźcami i nieustanie atakowanymi przez Luftwaffe, stanowił prawdziwą gehennę dla i tak zmęczonego personelu naziemnego. Przelot rzutu powietrznego w rejon Lublina tak zrelacjonował ppor. Mirosław Ferić:
Rozkaz wystartowania do m. Kierz pod Lublinem. Wojtek poprowadził 111-tą a Łapkowski 112-tą. Lotnisko było dość dobre, koło wysokopiennego lasu mieszanego. Maszyny zostały zamaskowane na skraju drzew po odlocie całej chmury „erwudziaków” i innej bandy. Lotnisko też zachodziło kurzawą od czasu do czasu, a wszystko to zawdzięczaliśmy długotrwałej suszy.
Zobacz jeszcze:
- Zamów 40001 PZL P.11c Expert Set 1/48 i więcej w sklepie internetowym Armahobby!
This post is also available in: English