John Alexander Kent na stałe zapisał się w historii Polskich Sił Powietrznych jako dowódca eskadry w słynnym 303 Dywizjonie Myśliwskim Warszawskim im. Tadeusza Kościuszki w czasie Bitwy o Anglię i jako dowódca I Skrzydła Myśliwskiego PSP w 1941 roku.
Zanim trafił do polskiej jednostki formowanej na lotnisku Northolt, miał już staż w kanadyjskim lotnictwie cywilnym, brytyjskim myśliwskim, doświadczalnym i rozpoznawczym.
Droga do Trzysta Trzeciego
John Kent urodził się 24 czerwca 1914 r. w Winnipeg, w kanadyjskiej prowincji Manitoba. Gdy miał 15 lat jego tato zafundował mu pierwszy lot samolotem. Po tej przygodzie był już pewien, że chce poświęcić się lotnictwu. Wkrótce potem rozpoczął naukę latania w Winnipeg Flying Club, żeby w 1931 zdobyć cywilną licencję pilota. Rok później rozpoczął pracę w Northeast Aero Marine Company i w 1933 r. uzyskał, jako najmłodszy w swoim czasie, licencję pilota zawodowego. W 1935 roku postanowił jednak związać się z lotnictwem wojskowym i wstąpił do RAF rozpoczynając szkolenie w No. 5 Flying Training School w Sealand. Po jego zakończeniu otrzymał przydział do 19 Dywizjonu Myśliwskiego. Nie zagrzał tam jednak zbyt długo miejsca, gdyż już w 1937 r. przeniesiono go do Royal Aircraft Establishment w Farnborough. Jako pilot doświadczalny brał udział w eksperymentach polegających na wlatywaniu w balony zaporowe, za co w lutym 1939 r. otrzymał Air Force Cross.
W maju 1940 r. czekała go kolejna odmiana i trafił do Photographic Development Unit w Heston. W tej jednostce wykonywał loty nad Niemcami i terenami okupowanymi na wyposażonym w aparaty fotograficzne Spitfire. Początkowo z lotniska w Wielkiej Brytanii, a następnie z francuskiej bazy Orleans-Bricy.
13 czerwca 1940 r. będąc w okolicy Louviers, zaobserwował formację kilkunastu Messerschmittów 109. Początkowo chciał uniknąć spotkania z licznym wrogiem, ale kiedy niemieckie samoloty zostały zaatakowane przez cztery Hurricane’y przyłączył się do walki i wszedł kolejno na ogon dwóm nieprzyjacielskim myśliwcom, które uciekły mu jednak sprzed luf w chmury, tuż przed otwarciem ognia. Tak Kent opisał to zdarzenie w oficjalnym raporcie. Jednak w swojej autobiografii napisał, że Hurricane’ów było cztery, oraz że zaatakował tylko jednego Messerschmitta, którego pilot miał rozpocząć gwałtowne manewry, aby uciec przed pomalowanym na niebiesko Spitfirem i w ich trakcie uderzył w ziemię. Tak wyglądał jego pierwszy kontakt z nieprzyjacielem.
F/Lt John Alexander Kent (po środku), z pilotami dywizjonu 303, F/O Zdzisławem Hennenbergiem (po lewej) i F/O Marianem Pisarkiem (po prawej). Zdjęcie ze zbiorów Wojtka Matusiaka.
Po powrocie na Wyspy zdecydował się na powrót do lotnictwa myśliwskiego, jednak zanim pozwolono mu zasiąść za sterami myśliwca, musiał przejść szkolenie w Operational Training Unit w Hawarden. Po wznowieniu nawyków otrzymał najpierw przydział do 54 Dywizjonu a później do 257 Dywizjonu. Jednak w tym ostatnim otrzymał zakaz lotów, ponieważ wcześniej był pilotem doświadczalnym, a RAF nie chciał ich tracić. Nie zagrzał tam jednak długo miejsca, gdyż przeniesiono go ponownie i tym razem udał się do Northolt, mając pełnić w nowej jednostce rolę dowódcy eskadry.
W Trzysta Trzecim
W swojej autobiografii napisał, że zanim trafił do polskiej jednostki, jedyne co wiedział o Polskich Siłach Powietrznych, to to, że wytrzymały tylko 2 dni w walce z Luftwaffe i wątpił, żeby polscy piloci potrafili się jakoś specjalnie wykazać nad Albionem.
Po przybyciu okazało się, że największym problemem nie są lotnicze umiejętności Polaków, a bariera językowa. Polacy znali francuski, niemiecki czy rosyjski, ale język gospodarzy był im przeważnie nieznany. Spośród kadry brytyjskiej, w najlepszej sytuacji byli S/L Ronald Kellett i F/L Athol Forbes znający francuski i byli w stanie porozumieć się z niektórymi z Polaków. By ułatwić sobie sprawę Kent zdecydował się nauczyć podstaw polskiego, zaczynając od nazw związanych z samolotami. Szedł z polskimi lotnikami do Hurricane’a i pokazywał im różne elementy samolotu mówiąc ich angielskie nazwy. Polacy szybko załapali o co chodzi i zaczęli podawać nazwy polskie, które Kent zaczął zapisywać fonetycznie w notatniku. Ostatecznie dopracował ten system na tyle, że mógł porozumiewać się z polskimi pilotami w powietrzu.
Polacy prawie cały siepień ćwiczyli loty w formacji i taktykę walki powietrznej stosowaną przez RAF, ale byli coraz bardziej sfrustrowani tym, że będąc doświadczonymi pilotami musieli przechodzić nudne szkolenie, podczas gdy nad Anglią trwały zażarte walki powietrzne. Loty treningowe trwały pomimo tego, że 24 sierpnia dywizjon uzyskał status jednostki operacyjnej i zaczął odbywać loty patrolowe nad bazą.
„Repeat, please”
Okres szkolenia polskiego dywizjonu byłyby zapewne dłuższy, gdyby nie jedno wydarzenie, które zbiegło się z rosnącymi potrzebami RAF-u na uzupełnienie topniejących sił obrony w rozstrzygającym okresie bitwy.
Ranek 30 sierpnia nie zapowiadał się wyjątkowo dla Trzysta Trzeciego. Dywizjon miał odbyć lot szkoleniowy polegający na przechwyceniu bombowców. Ich „celem” były samoloty bombowe Bristol Blenheim. Jednak uszkodzenia sieci energetycznej zasilającej radary sieci Chain Home, spowodowane niemieckimi bombardowaniami, przyspieszyły bieg historii.
Po południu eskadra B pod dowództwem S/L Ronalda Kelleta wystartowała by przechwycić wspomniane Blenheimy. W trakcie lotu piloci natknęli się na niewykryte przez radary niemieckie bombowce i F/O Paszkiewicz oderwał się samowolnie od dywizjonu, by zaatakować Niemców. Po powrocie do bazy zgłosił pewne zestrzelenie Dorniera 17 (według późniejszych ustaleń jego ofiarą padł Messerschmitt 110 z ZG 76).
Po tej walce, S/L R. Kellett przesłał do dowództwa informację, że jego dywizjon jest już gotowy do walki. Jeszcze tego samego dnia dywizjon otrzymał depeszę, że status jednostki zmienia się ze szkolnego na operacyjny i rozkaz, by od następnego dnia był w stanie gotowości bojowej. 31 sierpnia 1940 r. po południu 303 dywizjon wystartował po raz pierwszy oficjalnie do walki jako jednostka operacyjna i jego piloci zgłosili od razu sześć zestrzeleń.
F/L John Kent nie brał udziału w tych wydarzeniach, ponieważ przebywał w tym czasie na dwudniowej przepustce. Po powrocie zdecydował, że nie rusza się z bazy i bierze udział w każdej możliwej misji.
Jak postanowił tak też uczynił. Od 1 września do 11 października, kiedy dywizjon odszedł na odpoczynek do Leconfield, niemal codziennie startował z polskimi pilotami, w tym pięć razy dwukrotnie. Jeśli nie startował, spowodowane to było złą pogodą, która ograniczała działania bojowe obydwu stron. W tym okresie wykonał 38 lotów operacyjnych i stoczył 8 walk powietrznych.
Jeden z Hurricane Mk I wypożyczanych przez dywizjon 303 z 1 Dywizjonu RCAF. Oznaczenia tego samolotu znajdziesz w modelu 70020 Hurricane Mk I Model Kit. Malował Marcin Ciepierski.
6 września przeżył przymusowe lądowanie wywołane pożarem silnika. J. Kent leciał wtedy pożyczonym od 1 Dywizjonu RCAF samolotem Hurricane Mk.I YO-R/ R2685. Na szczęście nie odniósł żadnych obrażeń.
Swoje konto zestrzeleń otworzył 9 września 1940 r. Tego dnia niebo nad południową Anglią pokrywała gruba warstwa chmur i to zapowiadało raczej spokój. Dopiero około 17.00 brytyjskie stacje radarowe wykryły koncentrację niemieckich samolotów nad Francją. Luftwaffe skierowała do ataku dwie formacje bombowców (w sumie około 100 He 111 i Ju 88 w silnej osłonie myśliwskiej). Dodatkowo Niemcy wykonali wymiatanie myśliwskie na trasie wyprawy.
Dywizjon poderwano do boju o 17.25 wraz z 1 Dywizjonem RCAF. F/L Kent dowodził Kosynierami, lecąc samolotem Hawker Hurricane Mk.I RF-J/V6665. Na skutek błędu centrum dowodzenia piloci obydwu jednostek znaleźli się poniżej wrogich samolotów. Pomimo tego udało mu się zaatakować jednego marudera i go ostrzelać. Jego ofiarą był Junkers Ju 88, któremu udało się skryć w chmurach. „Kentowski” wleciał za nim, jednak po wyjściu z chmur, nie mógł go odnaleźć. Z tego powodu zgłosił go jako zestrzelonego prawdopodobnie.
Chwilę później szczęście uśmiechnęło się ponownie do Kanadyjczyka. Na wysokości 1000 stóp zauważył dwusilnikowy samolot lecący w kierunku Francji i natychmiast go zaatakował. Tylny strzelec wrogiej maszyny otworzył ogień w kierunku Hurricane’a, jednak po drugiej salwie przerwał ogień. Kent ostrzelał wroga z odległości ok. 150 metrów i zauważył, że odpadają od niego kawałki konstrukcji, a jeden z silników zaczął się palić. Nieprzyjacielski samolot wpadł do Kanału i eksplodował w pobliżu klifu Beachy Head. Ofiarą Kenta był Messerschmitt 110, przypuszczalnie z 9./ZG76.
Podczas lądowania po tej walce w Northolt niemalże zdekapitował W/C Stanley’a Vincenta, dowódcę bazy RAF Northolt oraz dowódcę Fighter Command, AM Hugh Dowdinga.
Hurricane Mk I RF-J/V6665
Samolot był drugim Hurricane RF-J w Dywizjonie 303. Dostarczono go po ciężkich stratach dywizjonu poniesionych w dniach 5-7 września 1940 r. Już 9 września F/Lt John Kent zestrzelił na nim Bf-110 i Ju-88. 27 września zginął na nim SGT Tadeusz Andruszków.
Samolot jest jednym z dwóch samolotów (obok RF-A/P3120) ze skośnym pasem w tylnej części kadłuba. Oznaczenia przynależności państwowej ma namalowane jaśniejszymi, „przedwojennymi” odcieniami farby w fabryce Gloster i domalowane później znaki na dolnych powierzchniach, w regulaminowych, ciemniejszych kolorach „wojennych”.
Profil barwny malował Zbyszek Malicki, zdjęcia z kolekcji Wojtka Matusiaka.
Na kolejny sukces John Kent musiał czekać do 23 września. Rano Luftwaffe wysłała nad Anglię myśliwce na wolne polowanie, chcąc wywabić RAF w powietrze i zadać mu jak największe straty. Dywizjon wystartował o 9.30 i lecąc na czele skrzydła składającego się także z 1 Dywizjonu RCAF i 229 Dywizjonu RAF skierował się najpierw nad Biggin Hill, a następnie nad ujście Tamizy. Tam piloci dostrzegli około dwudziestu niemieckich myśliwców. Polski dywizjon, ruszył w ich kierunku. Chwilę później piloci zauważyli zbliżające się z tyłu 12 Messerschmittów 109 i klucz czerwony ruszył do ataku na wroga. Widząc to niemieccy piloci zawrócili w kierunku Francji. Jednak F/L Kent, lecąc Hurricane’m RF-B/V6681, dogonił jednego z nich i zestrzelił ok. 20 km od brzegów Francji. Niemiecki pilot wyskoczył ze spadochronem. Wracając do bazy, Kent zauważył dwusilnikowy samolot lecący w kierunku Anglii i natychmiast go zaatakował. Kanadyjski pilot widział jak jego pociski trafiają nieprzyjaciela, jednak ze względu na niepokojące zachowanie silnika jego Hurricane’a zmuszony był skierować się natychmiast w kierunku angielskiego brzegu. Po powrocie zgłosił pewne zestrzelenie Bf 109 i uszkodzenie samolotu, który zidentyfikował jako Poteza (najprawdopodobniej był to FW 58).
Następny sukces odnotował 27 września. Dzień sprzyjał działaniom w powietrzu i Luftwaffe od rana wysyłała swoje samoloty nad Wielka Brytanię. Tego dnia dywizjon trzykrotnie startował do lotów operacyjnych. F/L Kent wziął udział jedynie w tym ostatnim. Na ten patrol polski dywizjon był w stanie wysłać tylko sześć Hurricane’ów, które naprowadzono na formację około 15 bombowców Ju 88 w osłonie około 30 Messerów 109. Zaatakowane bombowce zawróciły na południe i w płytkim nurkowaniu zaczęły się wycofywać. Pilotom udało się dogonić wroga dopiero nad Hastings, gdzie F/L Kent, lecąc Hurricane’m Mk.I RF-F/V6684, zaatakował jeden z nich i ostrzelał z odległości około 75 metrów powodując zniszczenie obu silników. Niemiecki bombowiec spadł w wody Kanału La Manche. W tym starciu samolot Kenta odniósł uszkodzenia, jednak sam pilot nie odniósł obrażeń.
Jednym z samolotów na którym latał i zwyciężał „Kentowski” był Hurricane RF-F/V6684, na którym po bitwie narysowano rysunek podsumowujący zwycięstwa zgłoszone przed dywizjon 303. Zdjęcie z kolekcji Wojtka Matusiaka.
Ostatnie zwycięstwo w szeregach 303 Dywizjonu Kent odniósł 1 października. Tuż po 13.00, 9 Hurricane’ów wystartowało by przechwycić niemiecką formacje bombową. Podczas lotu Kanadyjczyk, siedząc za sterami Hurricane’a Mk.I RF-B/V6681, odłączył się od reszty pilotów i zaatakował zauważone Messerschmitty 109. W raporcie napisał, że ruszając do ataku był pewien, że reszta dywizjonu leci za nim. Jednak przelatujące obok jego samolotu pociski smugowe wyprowadziły go z błędu. Zaatakowany przez kilka Me 109 szybko wykonał unik i chwilę potem zobaczył przed sobą kilka wrogich myśliwców. Nie tracąc czasu ostrzelał najbliższego z nich, który zaczął opadać ciągnąc chmurę dymu. Niestety nie mógł obserwować dalszego losu wrogiego samolotu, ponieważ zaatakował go kolejny Messerschmitt. Udało mu się wykonać skuteczny unik i chwilę później zauważył kolejny myśliwiec wroga, który ostrzelał z odległości około 300 metrów. Niemiecki samolot zaczął spadać z płonącym silnikiem. Po tej walce Kent skierował się nad Kanał La Manche mając nadzieję, że uda mu się „metodą sierżanta Frantiska” zapolować na powracających do Francji maruderów. Wyprawa okazała się bezowocna i pilot zawrócił do bazy. Po tej walce Kent zgłosił jedno zestrzelenie pewne i jedno prawdopodobne.
11 października dywizjon odleciał na zasłużony odpoczynek do RAF Leconfileld, gdzie zaczęli przybywać nowi piloci z Operational Traning Units. Kent wraz z resztą weteranów zaczęli szkolić nowo przybyłych, jednak 17 października otrzymał informację o przeniesieniu na stanowisko dowódcy 92 Dywizjonu RAF w Biggin Hill i 25 października opuścił polskich towarzyszy broni.
Dalsza kariera
26 października przybył do Biggin Hill i objął dowodzenie 92 Dywizjonem RAF. Czekała go ciężka praca, ponieważ piloci tej jednostki dosyć swobodnie podchodzili do dyscypliny będąc na ziemi. Po zakończeniu służby prawie wszyscy udawali się do pobliskiego pubu, w którym spędzali wiele godzin każdego dnia. Brytyjska jednostka była wykrwawiona w walkach i w krótkim czasie utraciła kilku dowódców. Kent wspomina, że ciężką pracą udało mu się wprowadzić dyscyplinę, jednak służący w nim piloci twierdzili, że to „Kentowski” dostosował się do reszty jednostki. Walcząc w szeregach 92 Dywizjonu zestrzelił kolejne 3 samoloty wroga, tym razem pilotując Spitfire’a Mk.I.
W marcu 1941 r. został przeniesiony do 53 OTU. Jednak już 2 czerwca los ponownie połączył go z Polakami, objął wtedy dowodzenie 1 Polskim Skrzydłem Myśliwskim w Northolt. Dowodził do 2 sierpnia, kiedy przeniesiono go do bazy RAF Kenley gdzie objął dowodzenie tamtejszym skrzydłem myśliwskim RAF. W październiku ponownie wrócił do 53 OTU.
Nie mogę wyrazić, jak dumny jestem, że mogłem pomóc w utworzeniu i poprowadzeniu do walki dywizjonu 303, a później dowodzić tak wspaniałą formacją bojową jaką było Polskie Skrzydło. Zrodził się we mnie w tamtych czasach podziw, szacunek i szczere przywiązanie do tych naprawdę niezwykłych ludzi, którego nigdy nie utraciłem. Nawiązałem przyjaźń, która jest tak mocna jak te dwadzieścia pięć lat temu i to jest dla mnie niezwykle satysfakcjonujące. My, którzy mieliśmy zaszczyt latać i walczyć z nimi, nigdy nie zapomnimy, a Wielka Brytania nie może zapomnieć, ile zawdzięcza lojalności i niezłomnemu duchowi i poświęceniu tych polskich lotników. Byli naszymi zagorzałymi sojusznikami w naszych najciemniejszych dniach; niech na zawsze będą zapamiętani jako tacy!
W późniejszym okresie prowadził wykłady w USA i Kanadzie a po powrocie do Wielkiej Brytanii został dowódcą bazy RAF Church Fenton. Następnie został skierowany do pracy sztabowej w Londynie. W grudniu 1942 otrzymał dowodzenie 17 Sektorem RAF w Benghazi, w Afryce Północnej. W tym czasie latał też bojowo, próbując przechwycić niemieckie wysokościowe samoloty rozpoznawcze Ju 86P, a następnie objął dowodzenie nad jednostkami szkoleniowymi. Został też zaangażowany w nieudaną inwazję na wyspy Dodekanezu.
W rejonie Morza Śródziemnego przebywał do połowy 1944, kiedy powrócił do Wielkiej Brytanii obejmując dowodzenie No. 3 (Pilot) Advanced Flying Unit. W 1945 ukończył kurs w RAF Staff College, a następnie służył w kwaterze głównej British Air Force of Occupation.
Po zakończeniu wojny pozostał w szeregach Royal Air Force. W 1947 r. został mianowany szefem pilotów doświadczalnych w RAE Farnborough. Po kilku latach powrócił do służby liniowej obejmując dowództwo bazy RAF Odiham a następnie RAF Tangmere. 1 grudnia 1956 odszedł ze służby w Królewskich Siłach Powietrznych w stopniu Group Captain i rozpoczął pracę w przemyśle lotniczym.
John „Kentowski” Kent zmarł 7 października 1985 w Anglii, w wieku 71 lat.
Podziękowania
Autor pragnie podziękować Grzegorzowi Cieliszakowi za pomoc przy przygotowaniu niniejszego artykułu oraz Wojtkowi Matusiakowi za pomoc w doborze zdjęć.
Mogą Cię zainteresować:
- Modele Hurricane Mk I z Dywizjonu 303 w sklepie Arma Hobby link
Modele zawierają oznaczenia, po kolei: RF-J/V6665 – RF-R/R4175 – RF-E/P3901 i YO-N/V6605
This post is also available in: English