Przed premierą modelu Hawker Hurricane Mk I wielu modelarzy obejrzało obydwa filmy o Dywizjonie 303. Dzisiaj prezentujemy wybrane przez nas trzy recenzje. Zobacz jak zostały one odebrane przez modelarzy i koniecznie dodaj swój komentarz.
303. Bitwa o Anglię / Dywizjon 303. Historia Prawdziwa – Recenzja i Porównanie
Historia Dywizjonu 303, to jeden z tematów, o którym wie każdy, nawet, gdy nie interesuje się II Wojną Światową. Dlatego gdy pojawia się film o tej tematyce, serca Polaków zaczynają bić szybciej. Nie wiadomo dlaczego, ale przez 78 lat nie doczekaliśmy się pełnoprawnej ekranizacji tych wydarzeń. W 1969 roku powstał film o tytule „Bitwa O Brytanię”, lecz naszych rodaków pokazano jako niezdyscyplinowanych lekkoduchów, którzy podczas walki przekrzykiwali się niczym na bazarze. Potem w 2010 roku powstał mini serial „Ci cholerni cudzoziemcy: Polacy w bitwie o Anglię” ukazujący prawdziwe wydarzenia, lecz był to bardziej dokument i przeszedł niezauważony. I tak w jednym roku, a nawet miesiącu doczekaliśmy się dwóch premier. Jak wypadło przedstawienie historii polskich lotników w każdym z filmów? Czy prawda historyczna nie została zepchnięta na drugi plan? Jako patriota, entuzjasta historii i modelarz spróbuję odpowiedzieć na te pytania.
303 Bitwa O Anglię
Pierwszy film „303 Bitwa O Anglię” produkcji polsko angielskiej przyciąga obsadą, Marcin Dorociński, którego nie trzeba przedstawiać i Iwan Rheon, znany z Gry o Tron, wcielają się w polskich pilotów. Widać, że Dorociński poważnie podszedł do roli i najlepsze sceny są właśnie z jego udziałem. Nie ujmując kunsztu aktorskiego Iwana, szkoda, że to właśnie on gra rolę Jana Zumbacha, bardzo charakterystycznej i popularnej postaci. W polskiej wersji kinowej bardzo źle brzmi dubbing Rheona, tym bardziej, że nauczył się polskich słów na pamięć. Do tego raz słyszymy jego oryginalny głos, gdy mówi po angielsku, a za chwilę głos lektora, gdy
mówi po polsku. Reszta aktorów jest już dobrze „podzielona” i ich narodowości pokrywają się ze sobą, całe szczęście. Postacie przedstawione w filmie wyglądają barwnie i całkiem dobrze przedstawiają charaktery prawdziwych bohaterów, nie jest to światowa klasa, ale źle także nie jest. Widz bardzo szybko może zauroczyć się Stefanie Martini, wcielającą się w postać Brytyjki, która kochała pilotów, a w szczególności Jana Zumbach.
Reżyser próbował pokazać dramatyzm wojenny, lecz zapomniał o tym, by wprowadzić trochę patosu. Film kończy się w momencie, gdy po wojnie Polacy nie biorą udziału w paradzie zwycięstwa, a Zumbach dostaje nakaz opuszczenia kraju, zamykając w klamrę opowieść tej historii. Lecz brak usystematyzowania czasu, wprowadza chaos i widz ma problem z ustaleniem kolejności wydarzeń. Film poprzecinany jest scenami walk, z których czasem nic nie wynika.
Hurricane, bo tak oryginalnie nazywa się ten film, jest zbiorem kontrastów. Od świetnie zaprojektowanej sceny ukazującej jadącego Citroena po drodze we Francji, przez komediowe badanie wzroku, gdzie jeden z Polaków czyta malutki napis Made In England, zamiast najniższy rząd liter z planszy, po koszmarne bitwy powietrzne, gdzie samoloty wybuchają niczym beczki z benzyną, a piloci dostają drgawek strzelając. I właśnie te ostatnie sprawiają, że entuzjasta lotnictwa będzie cierpieć katusze. Efekty specjalne stoją na bardzo niskim poziomie. Sylwetki samolotów są bardzo niewyraźne, zachowują się nienaturalnie, niczym kierowane ręką dziecka. Jakikolwiek kontakt z nabojem powoduje, że rozpadają się na drobne kawałki. Całe szczęście Hurricany posiadają prawidłowe napisy identyfikacyjne, a Messerschmitty przypominają odpowiednie wersje. Widać, że walki powietrzne są raczej tłem do fabuły i potraktowane są trochę zbyt po macoszemu.
Niestety film mija się z faktami historycznymi. O ile pewne sceny mogły mieć miejsce, to przynajmniej dwie zostały przedstawione w zupełnie inny sposób. Lądowanie na spadochronie Zumbacha na latarni, zamiast polu minowym oraz rozbicie się Františka o klif w Dover zamiast zaczepienia o wzgórze niedaleko domu jego ukochanej. Z punktu widzenia osoby nieinteresującej się tematem, nie ma to znaczenia, natomiast mając tak świetny materiał, zmienianie faktów jest bezsensowne. Tak samo w filmie pojawia się postać Wacława Króla. Oczywiście brał on udział w Bitwie o Brytanię, lecz nie w 303, a w 302 Dywizjonie. Mamy więc do czynienia z
poważnymi odstępstwami od historii, a nawet fikcją. Mam wrażenie, że film zrobiony jest trochę na szybko. Brakuje wyjaśnienia pewnych faktów. Czasem sceny są całkowicie oderwane od siebie, jakby z serialu próbowano zrobić film kinowy. Wielka szkoda, że
zabrakło dopracowania szczegółów i efektów specjalnych. Moim zdaniem niewykorzystany potencjał.4
Dywizjon 303 Historia Prawdziwa
Drugi film, całkowicie polski „Dywizjon 303 Historia Prawdziwa” jeżeli chodzi o obsadę, to tak na dobrą sprawę „Czas Honoru”. Zdecydowana większość aktorów, znana jest z tego popularnego, choć nie do końca zgodnego z historią serialu. Dla porównania, w rolę Urbanowicza wcielił się, wszędzie obecny, lecz dobry aktor Piotr Adamczyk, a Jana Zumbacha zagrał amant polskiej sceny serialowej Maciej Zakościelny. Po raz drugi, mimo, że jest to polski aktor, niezbyt trafnie jest osadzony w tej roli. Może, to zbieg okoliczności, ale w obu filmach Zumbacha grają aktorzy w pewnym stopniu podobni do siebie. Tak samo, obaj mają charakterystyczny zarost, którego Jan Zumbach nie posiadał. Jestem w stanie zrozumieć, że świadomie nie dobrano aktorów podobnych do wspomnianego Donalda, gdyż ten nie grzeszył urodą, lecz za bardzo zrobiono z jego postaci przystojnego podrywacza. I tutaj właśnie pojawia się najsłabszy element fabuły. Za bardzo rozwinięto motyw miłosny, kosztem wydarzeń historycznych. Też mamy piękną Brytyjkę, lecz jest to zupełnie inna postać. Z biografii Jana Zumbacha możemy dowiedzieć się, że miał romans z Ann, która „kolekcjonowała” między innymi polskich lotników. W obydwu filmach główny, bohater wspomina swoją miłość z Polski, lecz tutaj jest to bardziej pokazane.
Według mnie podstawową różnicą w opowiedzeniu tej historii i budowaniu emocji w tym filmie jest to, że brakuje tutaj dramatyzmu i poczucia prawdziwego zagrożenia ze strony III Rzeszy. Polacy niczym mityczni herosi startują, zestrzeliwują wrogów i wracają do dziewczyn w pubach. Niestety postacie grane przez aktorów wypadają gorzej i brakuje im charyzmy.
Ku mojemu zaskoczeniu, bitwy powietrzne są o wiele lepiej wykonane. Sylwetki samolotów, tym razem nie tylko trzy typy, wyglądają bardzo dobrze. Sceny poprowadzone są nieco wolniej, przez co można się im przyjrzeć. Nie zabrakło kilku wpadek w postaci nienaturalnego zachowania się samolotu w locie, lecz nie było to tak rażące jak wcześniej. Po wystrzeleniu serii pocisków, samolot przeciwnika w większości przypadków zaczyna dymić, zamiast rozpadać się. Niestety mam wrażenie, że w polskim filmie jest mniej bitew powietrznych. Zastrzeżenia mam do dwóch scen. Pierwsza to dziewiczy lot Zumbacha na Hurricanie z zestrzeleniem Messerschmitta, co jest absolutną fikcją, a druga, to scena z randki, gdzie bohaterowie siedzą w samolocie, zaparkowanym nad jeziorem w parku. Wystarczyło zmienić samolot na auto, czy otoczenie na płytę lotniska, a cała scena nabrałaby większej wiarygodności.
Coś, co jeszcze odróżnia ten film, od poprzedniego, to motyw znajomości sprzed wojny Urbanowicza z niemieckim pilotem, który nie do końca popierający III Rzeszę bierze udział w inwazji na Brytanię. Tak samo przedstawiony jest Hermann Goering, chyba jako próba naśladowania filmu z 1969 roku. Moim zdaniem niepotrzebne sceny wypełniające lukę między ważnymi scenami. Wszyscy mieli wielkie nadzieje, że chociaż ten film okaże się lepszy od poprzedniego. Mimo tej samej tematyki, otrzymaliśmy zupełnie inny film, który opowiada historię w bardzo łagodny, infantylny wręcz sposób. Jest to historia miłosna na tle działań wojennych. Po raz kolejny niewykorzystany potencjał.
I tak, mamy dwa różne filmy, dramat „303. Bitwa o Anglię” i film sensacyjny „Dywizjon 303. Historia Prawdziwa”. Gdyby połączyć te dwa obrazy, powstałby film nie idealny, a o wiele lepszy od tego co mamy teraz. Jest mi przykro, że tak długo musieliśmy czekać, na ekranizację tych wydarzeń, a gdy pojawiły się na raz dwa filmy, żaden nie potrafił przedstawić i opowiedzieć nam tej historii w dobry sposób. A materiałów mamy tak wiele w postaci wspomnień bohaterów i sprawozdań z walki. Chyba musimy poczekać, aż Ridley Scott
nakręci swoją własną wersję Bitwy o Anglię.
Jarek Karankiewicz
Recenzja 303. Bitwa o Anglię
Wybrałem się z na „303. Bitwa o Anglię” w kolejną rocznicę pierwszego zestrzelenia 303 Dywizjonu dokonanego przez Ludwika Paszkiewicza. I pomimo, iż od jego premiery minęło już trochę czasu a sam film Davida Blair’a zbiera raczej dość słabe recenzje to, gdzieś w głębi naiwnie liczyłem, że produkcja choć trochę zbliży się do poziomu „Pearl Harbour” czy choćby „Ciemnoniebieskiego Świata”. Niestety tak nie jest. Recenzując ten film jednym zdaniem,to gdybym po jego obejrzeniu, nie znając historii 303 Dywizjonu, miał powiedzieć na czym polegała wyjątkowość i sława 303, to w żaden sposób nie potrafiłbym tego zrobić.
David Blair opowiadając historię Kościuszkowskiego Dywizjonu robi to z perspektywy Jana Zumbacha, rozpoczynając swoją opowieść od scen w których bohater podróżując po Francji „pożycza” od francuskich sojuszników samolot i przedostaje się nim na terytorium Anglii, bo mimo wszystko „woli umrzeć w Anglii niż żyć we Francji”. Niestety nie bardzo wiadomo co robił we Francji i skąd się tam wziął. Brak jakiegokolwiek słowa wprowadzenia do całego filmu, jakby reżyser założył, iż film kierowany jest tylko do Polaków i wszyscy czytaliśmy „Dywizjon 303”.
I niestety tak to wygląda do samego końca. Akcja przeskakuje co jakiś czas po różnych wątkach, jednakże bez jakiegokolwiek większego ładu a próby połączenia ich przez reżysera w jakąś całą logiczną historię są co najmniej niezdarnie a wręcz nieudolnie. Co prawda „303. Bitwa o Anglię” ma teoretycznie tradycyjny początek, rozwinięcie i zakończenie jak każda historia, ale opowieść Davida Blair’a kompletnie nie układa się w całość. Do końca pozostaje wyłącznie zlepkiem scen.
Po obejrzeniu “303. Bitwa o Anglię” ma się wrażenie że albo scenariusz został napisany na kolanie albo mocno przerósł umiejętności reżyserskie Davida Blair’a.
Kolejne sceny z „303. Bitwa o Anglię” wywołują skojarzenia z tym jak pokazano polskich pilotów w „Battle of Britain”. Na szczęście jest to tylko chwilowe złudzenie. Początkowo reżyser pokazuje co prawda polskich pilotów dość stereotypowo, jako „stado rozwrzeszczanych, niezdyscyplinowanych oberwańców” a nie jak elitę polskiego wojska, jednakże szybko próbuje udowodnić, że to tylko stereotyp. Czyni to w spoób bardziej lub mniej udany pokazując polskich pilotów między innymi grających na fortepianie, jako znawców win czy potrafiących zachować się fair w niesprawiedliwej dla nich sytuacji. Również scena defilady kończąca film jest szczególnym ukłonem w naszą stronę i przyznaniem się do winy ze strony brytyjskiego reżysera.
Iwan Rheon bardzo się stara, by jak najlepiej zaprezentować postać Jana Zumbacha. Oglądając go, moim zdaniem,można powiedzieć że, jest jednym z najlepsyzch punktów filmu. Grany przez niego Zumbach jest być może nieco zbyt opanowany, spokojny i wyważony ale też nie odbiega, aż tak znacząco, od postaci ukazanej w autobiografii „Ostatnia walka”.
Sam Hoare grający brytyjskiego dowódcę 303 dywizjonu Ronalda Kelletta moim zdaniem także oddaje ducha tej postać. Również Milo Gibson jako Kanadyjczyk John Kent wypada przekonująco.
No i znakomity Marciń Dorociński jako Witold Urbanowicz. Chociaż mały rozczarowaniem jest, jak dla mnie, iż akurat jego postać została mocno spłycona. Z filmu nie dowiemy się,
że Urbanowicz został szybko dowódcą 303. Usłyszymy co prawda jego przydomek „Kobra” jednakże nie dowiemy się dlaczego go otrzymał.
Niestety w tym filmie jest to jedna z wielu rzeczy których w nim zabrakło. Polscy piloci latając
i walczący w 303 Dywizjonie zasłynęli w trakcie powietrznych bitew przede wszystkim z ogromnej skuteczności, waleczności i poziomu wyszkolenia czego kompletnie nie udało się reżyserowi oddać.
Z tego filmu nie dowiemy się również jak nazywali się nasi piloci walczący w 303 dywizjonie
za brytyjską wolność. Poza nazwiskami Paszkiewicza, Zumbacha i Urbanowicza inni piloci 303
to tylko Polacy. „Król” czyli płk. pilot Zdzisław Krasnodębski jest w filmie tylko zwykłym pilotem a nie twórcą i pierwszym dowódcą 303. Przez cały film nie pada jego nazwisko. Nie usłyszymy
tu również innych znanych nazwisk jak Daszewski, Karubin, Ferić czy Wünsche.
Jednakże największym mankamentem i bolączką filmu są sekwencje walk powietrznych, które
to powinny pokazać niemal mityczny fenomen pilotów Dywizjonu 303. Niestety sceny w nim zawarte nawet się o to nie ocierają.
Są co najwyżej na poziomie kiepskiej gry sprzed dekady a może i dwóch. Oglądając je można odnieś wrażenie iż, są jakby żywcem wyrwane (skopiowane) z krótkometrażowego filmu „The German” Nicka Ryana. Kompletnie nie oddają, jak dla mnie, emocji walki. Brak im jakiejkolwiek epickości bitew na brytyjskim niebie. Nawet przez sekundę nie ma się takiego wrażenia. Okropnie nierealistyczne. Widać, iż studio które się tym zajmowało nie miało, nie tylko bladego pojęcia
o walkach powietrznych z tamtego okresu ale i o jakiekolwiek akrobacje lotniczej.
Samoloty chwilę latają, wykonują nierealistyczne manewry i jeszcze bardziej nierealistycznie wybuchają. Za grosz tu choćby grama realizmu. Już chyba lepiej, by w całym filmie była pokazana jedna czy dwie walki powietrzne ale choćby w połowie na takim poziomie jak w „Pearl Harbour” czy „Dunkierce” bo filmu opowiadającego o 303 Dywizjonie na takim poziomie i z takimi scenami walk jak w „Battle of Midway” czy „Tora, Tora, Tora” raczej nigdy niestety nie doczekamy.
Grzegorz Potempa
303, Bitwa o Anglię pozostawia niedosyt
Polacy czują niedosyt oglądania historycznych sukcesów polaków w popkulturze, a zachodni odbiorcy mają dosyć oglądania wciąż tych samych momentów z własnej historii, więc chcieliby zobaczyć coś im bliskiego, ale niezbyt znanego. Zatem nic dziwnego, że pomysł na stworzenie filmu o dywizjonie 303 nie był w głowach tylko polskich producentów. A jak udowadnia 303. Bitwa o Anglię, ta część z historii świetnie się sprzeda bez wysokiego budżetu, gdyż jeśli target jest mały (tylko Anglia i Polska), to z łatwością można serwować to co ludzie chcą zobaczyć. Tak powstał scenariusz filmu, który jest wypchany momentami które będą cieszyć Polaków, że wreszcie ktoś to pokazał na ekranie, i dla anglików, iż pokazuje niewygodną prawdę i otwiera oczy, że nie tylko ich naród dosięgła wielka tragedia.
Problem w tym, że zszycie różnych wątków do osi fabuły spowodowało, iż całość nie współgra ze sobą by płynie śledzić fabułę. To by nie miało takiego znaczenia, gdyby słabo przeprowadzony wątek miłości oraz walk powietrznych. Zwłaszcza ten drugi aspekt ma znaczenie. Kino historyczne musi robić wrażenie, by widz poczuł co oznacza wojna. Natomiast drewniana choreografia walk i niski poziom wykonania animacji starć powietrznych powoduje uczucie wielkiego rozczarowania, a przez ten niesmak całkowicie się zapomina co film chcę pokazać.
Nie pomaga też gra aktorska, gdyż jest to poczucie, że się ogląda serialowego tasiemca do którego nie przywiązuje się wagi do autentycznego odegrania ról. Całości nie ratuje bohater dobrze znany z “Gry o Tron”, gdyż polski dubbing całkowicie psuje jego aktorstwo. A Marcin Dorociński przebywa na ekranie zbyt krótko. Zatem jest to film dla niedzielnych widzów, którzy coś tam słyszeli o dywizjonie 303, ale nigdy nie chciało im się szukać wiedzy na własną rękę, więc jak jest film to czemu nie. I spodoba mi się zawadiacki obraz wojny, gdyż niesforni żołnierze, kobiety, alkohol… i poważne momenty które zaszokują. Pasjonaci historii będą w tym filmie raczej szukać tylko wad, więc im bym nie polecił. Sam oceniam 303. Bitwa o Anglię jako średni film do obejrzenia jak już będzie w telewizji, więc ocena 5 na 10. Zdecydowanie chęci na dobre zobrazowanie historii dywizjonu 303 nie zostały zaspokojone, więc nie wykluczam wybrać się na ten drugi film.
Adam Kozakiewicz
A ty co sądzisz o filmach z Dywizjonem 303 i Hurricane w roli głównej? Podziel się uwagami i napisz komentarz poniżej!
Nie zgodzę się – efekty komputerowe w „The German” i w „Hurricane” dzieli przepaść. Na korzyść tego pierwszego. Nie wiadomo: śmiać się czy płakać.
W firmie 303 bitwa o Anglię chyba raczej nie pojawia się postać Wacława Króla jak zauważono w recenzji chodzi tu raczej o postać Zdzisława Krasnodębskiego który miał pseudonim Król i tak go w filmie nazywano.
Tak, zgadza się, mój błąd.
Świetne recenzje, wypada dać nagrodę autorom.