W galerii modeli Arma Hobby prezentujemy dzisiaj model Marcina Strembskiego – PZL P.11c Expert Set. Model został wykonany z małymi modyfikacjami i pomalowany lakierami Hataka i Bilmodel. Przeczytaj opis budowy i zobacz zdjęcia modelu.
O zakupie modelu P.11c z Arma Hobby zdecydowałem niemal w chwili ukazania się zapowiedzi. Planowałem jednak zakup tylko jednego modelu w wydaniu Junior do późniejszej konwersji na maszynę rumuńską. Do zakupu drugiego modelu w wydaniu Expert skłoniło mnie jednak załączone malowanie „łaciatej 3”, które ujęło mnie swoim nietypowym kamuflażem. Dlatego plany budowy rumuńskiej P.11 chwilowo poszły w kąt (ale co się odwlecze, to nie uciecze!) i na pierwszy ogień postanowiłem zmierzyć się z „łaciatą”.
Po wyjęciu modelu z pudełka czekało mnie miłe zaskoczenie. Detale są ostre, dobrze odlane, powierzchnia imitująca ryflowaną blachę jest całkiem udana, linie podziałów cienkie, ostre i równe. Drobne wciągi tworzywa, w wyjątkiem tego na żebrowanej chłodnicy, są łatwe do usunięcia. Przystąpiłem więc do sklejania.
W kokpicie wykorzystałem blaszkę z zestawu, która fajnie wzbogaca wnętrze, choć kilka widocznych detali jak zawór butli tlenowej czy pokrowiec na maskę trzeba było uzupełnić we własnym zakresie. Wymieniłem też grube obejmy orczyka na bardziej pasujące do tej skali paski z pomalowanej taśmy Tamiya.
Przy tablicy przyrządów, zamiast czarno-białego filmu, pod otwory zegarów podłożyłem zestawową kalkomanię z kolorowymi tarczami instrumentów. Kalkomania pasuje idealnie a ożywiona kolorami tablica prezentuje się znacznie lepiej.
Montaż modelu
Zasadniczo montaż bryły modelu nie sprawia szczególnych trudności i miniaturę skleja się całkiem łatwo. Na szczególną uwagę zwraca przyjemne w obróbce tworzywo, choć tej obróbki nie jest zbyt wiele, bo elementy dobrze do siebie pasują. Z nieprzewidzianych okoliczności można wymienić konieczność wyszlifowanie na gładko wnętrza osłony silnika, gdzie znajduje się zgrubienie na wpusty ustalające wzajemne położenie obu połówek osłony. Na późniejszym etapie odstające wpusty przeszkadzałyby w montażu wewnątrz gwiazdy silnika.
Drugi problem jest z włożeniem zagłówka po sklejeniu połówek kadłuba, jak zaleca instrukcja. Wymaga to przycinania narożników zagłówka i sporego kombinowania, żeby nie porysować lakieru na pomalowanej kratownicy wnętrza. Dlatego tę czynność zalecam wykonać już w trakcie sklejania połówek. Poza tym po sklejeniu kadłuba warto pokusić się o pogłębienie niektórych linii przebiegających na brzuchu samolotu, które mają tendencję do zanikania.
W trakcie budowy miniatury postarałem się też dokonać kilku poprawek merytorycznych modelu. Błędy nie są rażące i w mojej ocenie z pewnością nie dyskwalifikują skądinąd fajnego modelu sklejanego prosto z pudła. Po prostu postanowiłem uczynić swój modelik nieco wierniejszy oryginałowi. Po pierwsze usunąłem zbędną blachę falistą na dwóch środkowych panelach na płacie. Najpierw natrysnąłem trochę sufracera 500, a potem przeszlifowałem to miejsce na gładko.
Zaślepiłem też arkuszem plastiku umieszczony trochę za daleko do przodu otwór na chłodnicę.
Nowy „otwór”, we właściwym miejscu, pojawił się dopiero po nałożeniu kamuflażu. Jego imitację wykonałem malując czarny prostokąt, na który potem nakleiłem chłodnicę.
Jak już jesteśmy przy słynnej chłodnicy. Zestawowy element w dość wyraźnym zapadnięciem na ożebrowaniu nie spełniał moich oczekiwań. Poza tym, na skutek zaślepienia przeznaczonego dla niego otworu na boku kadłuba, nie pasował już konstrukcyjnie od reszty modelu. Postanowiłem więc, że raczej ominę problem niż będę go naprawiał. Po prostu posłużyłem się posiadanym zamiennikiem pozyskanym z blaszki Parta S72-019, która była dedykowana antycznemu zestawowi P.11c produkcji PZW Siedlce. Innym „aftermaketowym” uzupełnieniem, były mosiężne lufy karabinów maszynowych i słupek z muszką celownika pobrane z zestawu Master AM-72-123 przeznaczonego dla samolotu Curtiss P-40 B/C Tomahawk II (koniecznie wersji brytyjskiej, bo wariant amerykański ma inny typ perforacji luf). Toczone wielką precyzją lufy oszczędziły mi czasu i nerwów na ręczne zwijanie perforowanej osłony z zestawowego paska blachy, a okrągły słupek Mastera po prostu wyglądał lepiej niż blaszkowy płaski element. Zaoszczędzone w ten sposób chwile przeznaczyłem na dokonanie drobnej korekty dyszy Venturiego wiercąc w niej otwory wlotowy i wylotowy oraz mocując całość na gustownej stopce, którą wykonałem z drutu i wyciętego w folii aluminiowej krążka.
Malowanie modelu P.11c
Ponieważ skonstatowałem, że spasowanie głównych elementów jest wyśmienite zdecydowałem się pomalować model w trzech osobnych sekcjach podzielonych na skrzydło, kadłub z usterzeniem i silnik. Malowanie kamuflażu zacząłem od naniesienia na cały model czarnego podkładu. Następnie pobawiłem się w rozjaśnienia mocno rozrzedzonym białym lakierem Hataki. Na płacie, postanowiłem bardziej rozjaśnić miejsca występowania gładkiej blachy, żeby ciemniejszym rejonem dodatkowo uwypuklić miejsca pokrycia blachą falistą. Ponadto optycznie wyodrębnione zostały otwory inspekcyjne i lotki.
Kamuflaż malowałem według schematu dołączonego do instrukcji farbami Hataki serii Orange. Najpierw natrysnąłem ciemny khaki a następnie zielone łaty. Zielony mieszałem z jasnym khaki z grubsza według zamieszczonego w instrukcji przepisu. Zachowałem proporcje, tylko zieleń wymieniłem na nieco inną bo akurat tej zalecanej nie posiadałem. Podeszła mi Willow Green z zestawu dla współczesnych samolotów rosyjskich. Nie jest to wielkie odstępstwo wobec mocno niedookreślonego jak dotąd koloru oryginału. Równie dobrze mogłaby być to farba piaskowa lub inny odcień brązu. Starałem się zachować zasadę, że ciemny khaki jest lekko błyszczący a zielony bardziej matowy, co ma sugerować, że obie farby były nakładane w różnych okresach.
Do malowania przegrzanego kolektora użyłem farb z zestawu Burned Metal SetII Bilmodela wykorzystując głównie kolory Burned Orange jako podkład oraz nakładany na wierzch z różną intensywnością Burnt Violet (im bliżej wydechów tym więcej).
Kalkomanie i weathering
Kalkomanie Cartografu układały się wspaniale. Szachownice i kod podskrzydłowy pięknie zapadały się zagłębieniach oraz układały na wystających żebrach. Dopiero po zabezpieczeniu kalkomanii werniksem zmontowałem sekcje modelu w jedną całość.
Linie podziałów na powierzchniach zielono-brązowych zapuściłem brązowym washem wykonanym z rozcieńczonej olejnej farbki artystycznej o barwie Brąz Van Dycka. Na popielatym spodzie użyłem z kolei szarego washa, uzyskanego ze zmieszania olejnej czerni kostnej i bieli. W trakcie tych zabiegów różnicowałem intensywność podkreślania poszczególnych linii. W blachę falistą i linie łączenia pomiędzy panelami falistego poszycia nałożyłem silnie rozcieńczonego washa smarując po całości i wycierając do sucha papierową chusteczką. Tym samym washem potraktowałem resztę modelu, przy czym czynność tę powtórzyłem po raz drugi skupiając się na liniach podziału na kadłubie i centropłacie, co wraz z poprzednio nałożoną warstwą dało efekt bardziej wyrazistych linii. Natomiast linie wyznaczające ruchome lotki i stery zapuściłem metodą pinwasha z nieco większą ilością barwnika, aby je wyodrębnić z całej bryły płatowca.
Na końcu przystąpiłem do wykonywanie drobnych obić i odprysków przy pomocy srebrnej kredki. Ponieważ nie zamierzałem odtwarzać samolotu rozbitego w trakcie działań wojennych (takim znamy go ze zdjęć archiwalnych) ograniczyłem się do naprawdę drobnych uszkodzeń lakieru, możliwych do uzyskania w trakcie normalnej pokojowej eksploatacji.
Podsumowanie
Model może nie jest jeszcze tak doskonały technologicznie jak najnowsze wyroby Eduarda czy Tamiya, ale w porównaniu do wtryskowego P.7a, czyli poprzedniego wypustu Arma Hobby, stanowi dobry krok ku doskonałości. Jego zaletą jest prosty montaż, ładnie odwzorowana bryła i całkiem niezłe detale. Montaż nie wymaga od modelarza jakichś ponadprzeciętnych umiejętności i z pewnością Jedenastkę z Arma Hobby można polecić początkującym. Podsumowując całkiem miło wspominam budowę „Łaciatej 3”, która w niespiesznym tempie zajęła mi około 2 tygodnie. Osobiście jestem zadowolony z uzyskanego efektu końcowego.
Tekst i zdjęcia Marcin Strembski
Śródtytuły – redakcja
This post is also available in: English
Proszę się nie czuć urażonym, ale model wygląda jakby to była kartonówka…
Prawdopodobnie to wina malowania, myślę, że to typowe „przedobrzenie” modelarskie dające skutek odwrotny do zamierzonego.